„Bajkowa incepcja” - recenzja sztuki „Bajka o bajce. Szczęśliwe zakończenie” w reżyserii Ewy Ignaczak
„Bajka o bajce. Szczęśliwe zakończenie” to wyrafinowane marzenie senne pewnej bajkopisarki, proste i zarazem zagmatwane – jak to bywa ze snami, smutne i wesołe, metaforyczne, takie, które możemy przyjąć z przyjemnością, ale też wgryźć się w nie, odczytując podświadomość sennej mistyfikacji. To ten rodzaj spektaklu dla dzieci, który powinien obejrzeć również widz dorosły.
„Bajka
o bajce” jest trzecią częścią trylogii stworzonej przez Ewę
Ignaczak, opartej na „Bajce o księciu Pipo, o koniu Pipo i o
księżniczce Popi” Pierre’a Gripariego w przekładzie Grażyny
Szadkowskiej.
Na
deskach Teatru Gdynia Główna ukazały się: „Bajka o księciu
Pipo i jego czerwonym koniku”, „Bajka o księżniczce Popi i
smoku Tarabistraku” oraz trzecia zamykająca całość „Bajka o
bajce. Szczęśliwe zakończenie”, będąca jednocześnie odrębną
historią, którą można oglądać bez znajomości jej
poprzedniczek.
Spektakl
w reżyserii Ewy Ignaczak mówi o stanie ludzkiej psychiki, o wyborze
i poświęceniu. Stawia niełatwe pytania. Zastanówmy się, jak
znaleźć się w bajce? Czy bajka każdego dziecka, czy też
dorosłego człowieka wygląda tak samo? Kto wybiera zakończenie?
Bajka, przedstawiona pod postacią pięknej niebieskowłosej lalki –
grana przez Jakuba Grzybka – opuszczona i zapomniana postanawia
poszukać kogoś, kto ją zachowa, opowie do końca. Pomimo
wycieńczenia, Bajka wydaje się kapryśna, sugerowane przez siedzące
na widowni dzieci zakończenia jej nie tyle nie odpowiadają, ale
wręcz ją przerażają (pewien chłopiec wymyślił samobójstwo
jednej i głęboką rozpacz drugiej postaci, natomiast inne dziecko
zażądało pocałunku między bohaterami). Niebieskowłosa istota
postanawia wrócić i przypomnieć się swej pomysłodawczyni, której
się przyśniła. Wiedziała, że matka przyjmie ją i zaakceptuje
taką, jaka jest. Bajkopisarka – w tej roli Ida Bocian – zmaga
się z własnym umysłem, na granicy snu i jawy. Kobieta błądzi z
konewką w dłoni, metaforycznie (jak i dosłownie!) lejąc wodę, ku
wielkiej uciesze siedzących z przodu dzieci. Chciałaby zapisać
swoje marzenie senne, ale nie może przezwyciężyć potęgi niemocy
sennej. Zaniepokojona stanem Bajki, próbuje sobie przypomnieć sen.
Przypomina to pojedynek współczesnego człowieka z dręczącymi go
pragnieniami i zmartwieniami. Pisarka nie jest pewna, ale wydaje jej
się, że Joanna Bator dostała Nagrodę Nobla, stwierdza, że teraz
powinna przeczytać jej książki do końca. Rozlana wcześniej woda
stanowi przeszkodę. Bajkopisarka, zanim rozpocznie proces twórczy,
musi wytrzeć każdą mokrą plamę, podobnie jak ja postanowiłam
zrobić pranie przed napisaniem tej recenzji, podobnie jak niejeden
człowiek robi wiele rzeczy, zanim zacznie robić rzeczy, które wie,
że powinien. Kiedy kobieta postanawia zająć się swoim ulubionym
zajęciem, czyli...spaniem – przenosi nas z jednej bajki do
drugiej - bajki w bajce.
Główni bohaterowie: książę Pipo znakomicie zagrany przez Łukasza
Dobrowolskiego w „Bajce o księciu Pipo i jego czerwonym koniku”,
tym razem w roli księcia, już nieco dojrzalszego – Jakub Grzybek.
W roli księżniczki niezmiennie – Małgorzata Polakowska.
Bohaterowie w poszukiwaniu swojej księgi życia, cwałują na
koniach po przeciwległych stronach do wielkiej biblioteki.
Pracownicy biblioteki są dziwaczni, jak tylko potrafią być ludzie
w tym zawodzie. Nowo przybyli muszą najpierw zdjąć spodnie
wojskowe, ponieważ bibliotekarka uważa się za pacyfistkę.
Następnie są zmuszeni rozebrać się zupełnie. Przyglądając się
poczynaniom księżniczki i księcia, skrybowie zapisują księgi
ich życia, niczym starożytne mojry. Okazuje się jednak, że nie
znają przyszłości (a przynajmniej tak twierdzą). Młodzi
dowiadują się wówczas ważnej rzeczy, dotyczącej przeszłości –
„to, co już nie jest”, teraźniejszości – „to, co jest tu i
teraz”, i tak bardzo upragnionej wiedzy o przyszłości – czyli
„to, co jeszcze nie nie jest”.
Wiele
rzeczy ujęło mnie w tej sztuce. Z jednej strony minimalizm na
scenie i świat wykreowany słowem, z drugiej mnogość form przekazu
w postaci lalek, strojów – aktorzy grający naprzemiennie ciałem
i lalkami. Świetne wrażenie wywarło na mnie, użycie lalek, aby
ukazać ogrom biblioteki i jej zasobów, po których wspinali się
Pipo i Popi. Bardzo pomysłowa scena ze smokiem – oświetlonym
czerwienią przez Marzenę Chojnowską – walczącym zza czarnej
kotary. Przepiękne, zabawne, zakochane konie, symbolicznie
przedstawione, raczej zagrane, fenomenalnie,
przez Idę Bocian i Bartłomieja Sudaka. Jednocześnie
nawiedziła mnie pewna myśl patriotyczna, z racji oglądania sztuki
w dzień wyborów. Otóż konie, biały (należący do Popi) i
czerwony (należący do Pipo), zostały zachęcone, niejako
przekupione kostką cukru do przyjścia w stronę właściciela.
Sztuka pod wieloma względami opowiada o losie, otaczającym nas
świecie i
wpływie, jaki mamy na rzeczywistość, na nasze „to, co jeszcze
nie jest”.
W
„bajkośnie” są dwie główne drogi. Ta, którą idą wszyscy, i
ta, którą nie idzie nikt. To skrajna i przerażająca myśl, którą
tu zostawię.
„Bajka
o bajce. Szczęśliwe zakończenie” - czy zakończenie było
szczęśliwe? Mrok, smutek, melancholia plączą się i jakby
zanikają im bliżej sięgamy zakończenia - mieszają się z uporem
głównych bohaterów, przygodami, mądrością zdobytą w
bibliotece. Zakończenie wydawało się szczęśliwe, bajkowo
szczęśliwe, ale jednocześnie było nagłe, a twarz księżniczki
wyglądała na twarz osoby zdezorientowanej, której wypada się
uśmiechać.
Sztuka
Ewy Ignaczak to piękna wędrówka po wyobraźni, skłaniająca do
przemyśleń egzystencjalnych. Wciąż prześladuje mnie historia
smoka, który nie chciał być zły. Polecam wybrać się do tej
sennej przypowieści, bez względu na wiek.
Jagoda
Jojczyk
Komentarze
Prześlij komentarz