Stacja Polska
Odważne, zaangażowane,
prowokujące, zróżnicowane, nierzadko balansujące na krawędzi teatru i performance’u – tak można określić
spektakle udanego gdyńskiego V Festiwalu „Pociąg do Miasta – Stacja Obrzeża
2019".
Z większości z prezentacji
wyłania się ponury obraz Polski, która tutaj ma twarz sąsiada z naszego bloku, z
krwią w ustach wykrzykującego słowa nienawiści; twarz księdza, żegnającego się
z przestrachem na widok demonstracji, by zaraz z uśmiechem na ustach święcić agresywnych
kontrmanifestantów; twarz konformistycznego urzędnika, potulnie zgadzającego
się na kolejne manipulacje władzy. W tym sensie program tegorocznego festiwalu
jest bezpośrednią kontynuacją jego zeszłorocznej odsłony, która obyła się pod
hasłem „Stacja Niepodległa”. Znów dominował teatr bezkompromisowy,
zaangażowany, zadający trudne pytania dotyczące otaczającej nas rzeczywistości
oraz nas samych. Główna różnica jest taka, że spektakle prezentowane były nie w
centrum, ale na tytułowych obrzeżach miasta.
Festiwal otworzyła udana premiera
„Prób Józefa K.” Teatru Gdynia Główna, organizatora gdyńskiego przeglądu.
Reżyserka i autorka adaptacji Ewa Ignaczak po raz kolejny sięgnęła do klasyki
literatury – „Procesu” Franza Kafki – by opowiedzieć o współczesnej Polsce. Bo
nawet bez powracających drobnych sygnałów w dialogach, trudno nie znaleźć oczywistych
paraleli pomiędzy powieściowym światem, w którym prawo zmienia się zależnie od
tego, kto go akurat używa, a naszą rzeczywistością polityczną. Tytułowe próby
to nie tylko wykorzystana w spektaklu formuła teatru w teatrze (mająca
przybliżyć stuletnią fabułę naszym czasom), ale także kolejne „testy”, jakim
poddawany jest Józef K. (wyrazista i efektowna – choć momentami może trochę
przekrzyczana – rola weterana sceny offowej Marka Kościółka) w takcie spotkań z
kolejnymi osobami (we wszystkie pozostałe role subtelnie i z wyczuciem wciela
się Jakub Kornacki). Testy, które Józef po kolei oblewa: wybiera pozorny
spokój, w obliczu karykaturalnej sytuacji, której nawet nie próbuje zrozumieć,
przeciwstawić się jej. Bo „Próby Józefa K.” to tak naprawdę wyzwanie, lustro
podstawione pod twarz widzom. Co wybierzecie: konformizm czy przeciwstawicie
się niegodziwości? – pyta nas wszystkich reżyser. W jej spektaklu brak
działania jest jednoznaczną zgodą na zło.
Najefektowniejszym spektaklem
festiwalu był „Raport Panika” Artiego Grabowskiego w reżyserii Marka Kościółka.
To porażający obraz Polski jako kraju, którym rządzi nienawiść; kraju do głębi barbarzyńskiego.
Grabowski, wykorzystując cały arsenał wręcz efekciarskich (ale jakże
skutecznych!) środków wyrazu zaczerpniętych z performance’u, buduje świat
karykaturalny (ale czy faktycznie tak daleki od naszego?) przesiąknięty
ksenofobią, brakiem tolerancji, złością. Wszystko to oblane jest syropem
doskonałego żartu – jak w wyśmienitych cytatach z „Dziennika panicznego”
Rolanda Topora czy kostiumie, gdy okazuje się, że postać księdza ma na plecach
sutanny naszytą ogromną okładkę kultowej płyty Metalliki „Master of Puppets”.
Jednak śmiech szybko zamiera na ustach, gdy widz zdaje sobie sprawę, że rady
Topora wcale nie są aż tak surrealistyczne, a naszywka „Władca marionetek” do
postaci pasuje doskonale.
Mocnymi środkami teatralnymi
operowała także Iwona Konecka w monodramie „Atrapa i Utopia”. Aktorka i
scenarzystka w jednej osobie w połączeniu pseudonaukowego wykładu i kipiących
punkową energią scen performatywnych poszukuje związku pomiędzy jej życiem a
rządzącą nim globalną ekonomią. Przesłanie spektaklu momentami gubi się na
mieliznach dramaturgicznych, jednak parę scen w tym przedstawieniu – jak
chociażby finałowy koktajl Mołotowa z lontem z… kartek z poezją – pozostanie w
mojej pamięci na długo.
Twórcy bardzo ciekawej „Spólnoty”
(błyskotliwe połączenie słów „wspólnota” i „spółdzielnia”), Teatr Układ
Formalny z Wrocławia, zabierają widzów w lata dwudziestolecia międzywojennego i
opowiadają historię rodzącej się spółdzielczości, ważnej części polskiej
gospodarki tamtego okresu. Jednocześnie, zgodnie z tytułem, konsekwentnie
wciągają widzów do współtworzenia przedstawienia: proszą ich o ustawiane
krzeseł, tworzą z nich demonstrantów i kontrmanifestantów, wręczają im w dłonie
transparenty. Ponownie, temat jest tu tylko pretekstem dla opowiedzenia o
współczesnej Polsce: ogromna tęczowa flaga nie ma być tylko symbolem
spółdzielczości (jak stanowczo próbują zapewnić aktorzy), a prześcieradła z
napisami „przewrót majowy” i „Bereza” to jakże mocne ostrzeżenie dla nas na
przyszłość. Niezwykle gorzko brzmią w tym przedstawieniu chociażby słowa –
wypowiadane z perspektywy lat 20. XX wieku – o tym, jak długo Polacy będą
musieli czekać na rzetelną edukację seksualną. „Kolejne sto lat?” – pyta ze
smutnym uśmiechem jednak z aktorek.
Odmienne tematycznie okazały się
dwa pozostałe spektakle festiwalu. „Król Dawid Live” to muzyczna opowieść o
biblijnym bohaterze: wybrańcu Boga, władcy, kochanku, autorze psalmów. Choć w
tekście świetnie znanego gdyńskiej publiczności Jacka Bały nie brakuje także
odwołań do współczesności, to w większości te dopisane do Biblii fragmenty mocno
rozczarowują poziomem literackim (poza błyskotliwą litanią do polskich
„świętych”: Gombrowicza, Hłaski, Wojaczka). Jednak „Król Dawid Live” to przede
wszystkim fenomenalny popis aktora i muzyka Sambora Dudzińskiego,
niezmordowanego na scenie, grającego na bębnach, pianinie, instrumentach
własnej konstrukcji, elektroniczne zapętlającego głosy i dźwięki w oryginalną
muzykę. To wyśmienity koncert, niestety znacznie mniej ciekawy teatr.
„H(2)O” Anny Rakowskiej i Piotra
Miszteli „wyciąga” z „Hamleta” Williama Szekspira historię związku tytułowego
bohatera i Ofelii, wpisując ją we współczesne czasy. To momentami poruszająca
opowieść o tym, jak łatwo miłość może przerodzić się w nienawiść, jak bardzo
potrafimy skrzywdzić kogoś, kto jest dla nas najważniejszy. Jednak w tym
momentami przekrzyczanym spektaklu ucieka gdzieś głębia psychologiczna
szekspirowskich postaci.
V Festiwal „Pociąg do Miasta –
Stacja Obrzeża 2019" to ciekawa prezentacja teatru niezależnego;
zróżnicowana w formie i tematyce, jednak z jednym, wyraźnie dominującym nurtem.
Ewa Ignaczak w finale swojego spektaklu zabija Józefa K. To jasny, radykalny
wybór: albo przeciwstawisz się złu, albo twoje życie nic nie będzie warte.
Pozostali twórcy proponują inne rozwiązania. Prostsze, momentami wręcz wydające
się naiwnymi: współpracę, otwartość na innych, słuchanie siebie nawzajem,
szacunek, tolerancję, używanie wielu innych słów, niż tylko w kółko „Bóg, honor,
ojczyzna” (Arti Grabowski szczególnie zaleca tu słowa zapożyczone z innych
języków i kultur). Czy teatr może okazać się skutecznym narzędziem społecznej
zmiany? Wierzę głęboko, że tak.
Mirosław Baran
Komentarze
Prześlij komentarz