Miłość jak woda



Ofelia, z okazji urodzin wybierająca się na ryby, Hamlet żądający kanapki z ogórkiem i solą. Spotkanie kochanków czy pojedynek na śmierć i życie. Wrocławski Teatr Strefa Otwarta przedstawia swoją, doskonałą, interpretację sceny spotkania z „Hamleta” w performatywnym wydarzeniu teatralnym „H(2)O”.
„H(2)O”. Hamlet do Ofelii, czy może raczej Hamlet-Ofelia i podkreślenie, że jest ich na scenie tylko dwoje. Czy jedno może istnieć bez drugiego? Wszak nie da się żyć bez wody, ale też nie da się żyć w jej nadmiarze.
Hasło teatr od razu przywołuje skojarzenie z Szekspirem, a gdy pada to nazwisko pierwszym myślą jest „Hamlet”. Teatr Strefa Otwarta sięga do absolutnej klasyki dramaturgii światowej, kamienia milowego kultury, wyłuskując z niej kluczową dla ich wzajemnej relacji scenę spotkania Hamleta i Ofelii i poddając ją gruntownej dekonstrukcji. Dookreśla tkwiące w niej emocje, wyciąga i opisuje głębiej skrywane relacje. Anna Rakowska i Piotr Misztela w podwójnej roli aktorów i reżyserów kreują wydarzenie performatywne głęboko angażujące widzów. Przestrzeń gry, zawężona jedynie do wąskiego prostokąta, ograniczona wzdłuż dłuższych boków publicznością, z krótszymi domkniętymi pojedynczymi krzesłami już przy zajmowaniu miejsc zmusza obserwatorów do symbolicznego opowiedzenia się po jednej ze stron. Na lewo, czy prawo, za Hamletem czy Ofelią?
Twórcy używają konwencji teatru w teatrze, zgodnie z duchem pierwowzoru. W „Hamlecie” Hamlet przecież zarządza wystawieniem „Zabójstwa Gonzagi”, tu dyryguje światłem kierując reflektor na siebie, wychodzi z roli wyznając widzom, że jest aktorem. I to dobrym. Wymusza papierosa, reklamuje warsztaty jakie chętnie przeprowadzi, autoironicznie pokazuje i objaśnia jakimi środkami operuje teatr współczesny. Gawędzi z publicznością do momentu w którym ponownie zauważa, co ważne, nie Annę a Ofelię. W tym momencie gładko wskakuje w rolę księcia, by na nowo podjąć przerwane zmagania. Teatr ma obnażyć prawdę. Plany mieszają się łączą, współczesność splata się z światem Elsynoru, dając  w rezultacie ponadczasową, uniwersalną opowieść.
„H(2)O” jest fenomenalnie zagrane. Ekspresja Ofelii, jej mowa ciała, mimika oddają wszystkie emocje nią targające. Jedną z lepszych scen jest dramatyczna sekwencja skoków na plecy obojętnego Hamleta, z przepięknie pokazanym wytracaniem energii. Pierwszy skok-krzyk rozpaczy, desperacka próba nawiązania kontaktu fizycznego i porozumienia na płaszczyźnie emocjonalnej wykonywany jest z rozbiegu, z długim przytuleniem-zawiśnięciem. Hamlet jednak pozostaje obojętny, sztywny, nie odwraca się i nie reaguje. Odtrąca swoją ukochaną, pozwalając jej pogrążać się w cierpieniu. Ofelia jednak nie ustaje, nie przyjmuje tego do wiadomości, próbuje ponownie. Każdy kolejny skok-krzyk jest krótszy, słabszy, w końcu tylko odbija się od Hamleta. Jej twarz wykrzywia grymas cierpienia. To wstrząsająca scena. Anna Rakowska głęboko wchodzi w rolę targanej skrajnymi emocjami, uwikłanej w toksyczny związek, uzależnionej od niego i odrzuconej kochanki. Przechodzi od pełnego dynamiki i energii ruchu go niemal całkowitego katatonicznego osłupienia. Bywa grzeczna i poukłada, niewinna i czysta, bywa wyzywająca i wulgarna. Pozwala Hamletowi na wszystko, również na fizyczną przemoc, prowadzi dyskusje, w których nie chce uczestniczyć, lepi się do niego, przywiera, nie daje się oderwać. Rezygnuje z siebie. Ale potrafi być też okrutna, eksperymentuje z formą komunikacji, bo gdy uległość nie działa, to może lepiej odpowiedzieć agresją na agresję? Zatem i ona w pięknej kontrze do wcześniejszej ekspresji gra zimną, opanowaną, pozornie odseparowaną emocjonalnie od kochanka. Gra Miszteli jest oszczędniejsza. Ma sztywniejsze ciało, ale nie znaczy to, że gra w mniejszym napięciu. Kreacja drga w nim równie mocno, emocje doprowadzają go do płaczu.
Książę Hamlet, wierny swojemu dramaturgicznemu pierwowzorowi, jest manipulatorem. Nie można było przedstawić tego dosadniej, dosłowniej niż w scenie, w której zamienia Ofelię w lalkę, jawajkę lub lalkę brzuchomówcy, którą swobodnie operuje. Misztela przeskakuje między emocjami szybciej, z mniejszym wysiłkiem, pstryk- nie kocham, pstryk – mam dla ciebie prezent, pstryk-policzek. Jak objawy szaleństwa, ale czy miłość sama w sobie nie jest chorobą psychiczną?
Aktorzy grają publicznością, są uprzejmi zatem widzowie chętnie współpracują. Odpowiadają na pytania, pożyczają sprzęty, starają się pomagać. Niezauważalnie brną coraz głębiej w relację między kochankami, którzy sami będąc niepewni swoich odczuć i nie wiedzący jak właściwie postępować, zaczynają opierać swoje decyzje na woli publiczności. Widzowie staja w dualnej roli – zarówno kierują zachowaniem aktorów, jak są przez nich wodzeni. W końcu to publiczność delikatnie plumka.
Spektakl przemawia do widza zarówno Szekspirem, jak i językiem współczesnym. Sięga po tandetne walentynkowe kartki, mówiące wprost słowami dramatu, by po chwili przejść w  egzaltowane wyznania nastolatka, sięga po efekty dźwiękowe - odgłos wyładowania elektrycznego, przechodzącego prądu, dreszczu zmieniającego uczucia i odczuwanie. Aktorzy grają bez nagłośnienia, co wymusza bliskie usytuowanie widzów i daje w rezultacie kameralny charakter spotkania. Muzyka towarzyszy zmaganiom kochanków dosyć oszczędnie to tylko trzy utwory  –  nucony i wybrzmiewający z pozytywki temat z „Love story”, Wagner („Marsz” zaczerpnięty z opery „Lohengrin”) i „Marsz weselny” Mendelssohna w finale. Wybór utworów oczywiście nie jest przypadkowy. Znamy kontekst „Love story”, u Wagnera również nie ma happy endu. Jedynie marsz weselny, biorący początek w „Śnie nocy letniej” daje jakąś nadzieję.
Kanwa spektaklu, scena spotkania Hamleta z Ofelią i ich dramatyczna rozmowa została rozbudowana, rozegrana w trzech alternatywnych zakończeniach.  Dominacja, „wygrana” któregokolwiek z kochanków nie prowadzi do niczego dobrego. Zwyciężająca Ofelia prowadzi upupionego, bezwolnego Hamleta do ślubu przy dźwiękach Wagnera. Sama zaś szaleje, gniewna i nieszczęśliwa, bo oto ziszcza się jej marzenie, które finalnie nie okazuje się niczym dobrym. Z kolei przewaga księcia doprowadza Ofelię najpierw do roli zabaweczki, pięknego przedmiotu, figurki z pozytywki, a w końcu do śmierci. Nie jest to, jak w oryginale samobójstwo, winna jest publiczność, która postępuje według instrukcji podżegającego do zbrodni kochanka. Działa on świadomie, ale czy z intencją zadania Ofelii śmierci, czy jedynie dla zadania jej cierpienia? Plumkanie jest wszak łagodne, a gdy sprawy przybierają dramatyczny obrót i dziewczyna nie może już złapać tchu, Hamlet wycofuje się gwałtownie z podjudzania publiczności. Trzecie rozwiązanie, jedyne dające nadzieję na dobre zakończenie, następuje w momencie, gdy para kochanków zbliża się do siebie z „czystą kartą”, odrzucając rozpamiętywanie przeszłości. Tylko takie podejście umożliwi im podjęcie próby naprawienia relacji, a właściwie zbudowania jej od początku. I na powracające jak echo pytanie z najsłynniejszego w historii monologu wspólnie decydują się dać odpowiedź, by być. 
„H(2)O” jest najbardziej intymną propozycją z prezentowanych do tej pory w ramach Festiwalu Pociąg do Miasta. Jednocześnie też, najbardziej poruszającą. Uniwersalną, nie osadzoną w konkretnej rzeczywistości ani czasie. To zapis toksycznej miłości, uzależnienia, destrukcji, pożogi, niszczenia się i świadomego ranienia. Ale nie bez tęsknoty za harmonijnym trwaniem przy sobie. Z klasycznego tekstu wyrasta uniwersalna opowieść. Historia mówiąca do czego mogą się doprowadzić ludzie, chcący przecież dobrze. Jak delikatna jest, z braku lepszego określenia, zdrowa tkanka związku i jak łatwo może rozrosnąć się w nowotwór.
Pozostaję w zachwycie.
Agata Zaręba-Jankowska


Komentarze