„Hamleciaki” - recenzja H(2)O Anny Rakowskiej i Piotra Miszteli



„H(2)O” to lekka, a zarazem (chwilami) zaskakująco poważna sztuka, balansująca na granicy performanceu i komedii, inspirowana fragmentem  „Hamleta” Williama Szekspira.
Spektakl w warunkach plenerowych, w ramach „V Ogólnopolskiego Festiwalu Pociąg do Miasta – Stacja Obrzeża”, odbył się w gdyńskiej dzielnicy – Obłuże, w pobliżu placu zabaw „Zameczek”. Idealnie odzwierciedlało to komediowy wymiar przedstawienia i zarazem pasowało do pierwotnego miejsca akcji u Szekspira, jakim był zamek. Miejsce spektaklu, otoczone pagórkami i ciągnącymi się w górę schodami, ukoronowane bramą zamkową wychodzącą na plac zabaw. Niedaleko bramy, po przeciwległych stronach ulokowano publiczność. Było to pierwsze przełamanie klasycznej sceny, która znajdowała się w prostokącie pomiędzy oczekującymi widzami. Na krańcach stały dwa drewniane, jeszcze puste krzesła. Nieopodal, na podwyższeniu był zwyczajny, drewniany stół.
Aktorzy nie pojawili się na scenie równocześnie. Najpierw, zza zamkowej bramy wyłonił się mężczyzna, który przedstawił się – publiczności po swojej lewej, a następnie prawej stronie – jako Hamlet. Następnie wezwał Ofelię, trochę jakby wołał psa, albo zaganiał kurczaka. Dziewczyna powolnym krokiem schodziła po schodach. W tym czasie aktor wychodząc z roli, poprosił aby głośniej puścić muzykę. Tego typu zabiegi będą się często zdarzały. Mężczyzna będzie dyrygował oświetleniem i muzyką, graną z głośników oraz wybrzmiewającą z pozytywki nakręcanej przez kogoś z publiczności. Zakochani stanęli naprzeciwko siebie, wahając się czy usiąść na oddalonych krzesłach, czy stać, powtarzając nawzajem swoje gesty. Starali się zbliżyć do siebie, jednak z pewnym oporem, jakby rażeni prądem, którego dźwięk mogliśmy wielokrotnie usłyszeć. Pokonując sprzeczności losu, przytulają się.
Bohaterowie ubrani są we współczesne stroje galowe. Białe koszule, ciemna spudnica i czarny garnitur. Oboje schludnie uczesani. Ubrania i wygląd bohaterów ewoluują wraz z nimi. Ofelia ściąga koszulę (a spódnica okazuje się być czarną obcisłą sukienką), dziwaczne okulary przeciwsłoneczne i rozpuszcza włosy. Z jakiegoś powodu ten wizerunek wzbudził u mnie więcej sympatii dla jej postaci, pomimo że dziewczyna ściąga pierwszą warstwę siebie podczas nieprzyjemnej sceny przemocy zdenerwowanego Hamleta. Mężczyzna przechodzi przemianę, nie ma już marynarki, Ofelia nakłada mu swoje okulary, związuje włosy na czubku głowy i w ten sposób uszminkowanego (dosłownie!) szykuje do wysłuchania weselnego Marszu Wagnera. Scena rozentuzjazmowanej panny młodej i zagubionego pana młodego, przebranego jak do cyrku, oddaje w jakim absurdzie i kłamstwie znalazł się Hamlet. Jeszcze większe roznegliżowanie bohaterki-zdjęcie rajstop na rzecz pończoch, kabaretek – odzwierciedla jej szaleństwo.
Zastanawiający jest dosyć osobliwy tytuł adaptacji Hamleta - „H(2)O”. Jeśli przyjmiemy, że „H” oznacza Hamleta, a „O” symbolizuje Ofelię, to co oznacza „(2)”? Może podkreśla obecność dwóch, kluczowych bohaterów dramatu, bohaterów, którzy w oryginale jako jedyni przechodzą przemianę. Albo dwa punkty widzenia, jednej historii miłosnej, zakończenia które aktorzy proponują widzom do wyboru. Aktorzy odtworzyli swoją sztukę, żeby jak zwrócił uwagę, grający Hamleta Piotr Misztela, zadowolić jednego z widzów, który nie klaskał. Ponowna gra była krzywym odbiciem, podobnym, ale odmiennym. Tym razem, to Ofelia kazała się rozebrać Hamletowi, to ona wspominała skierowane do niej wiersze, wypisane na tandetnych grających kartkach, także ona nie zawahała się spoliczkować ukochanego, nieufna jego wierności. Znak wody, utożsamiam z utopieniem Ofelii, której notabene musiała „pomagać” publiczność, chlapiąc wodą z otrzymanych kubeczków. Kiedy Hamlet przerwał akt przemocy, który sam zainicjował, oburzona Ofelia wstała z cierpiętniczej postawy na klęczkach i krzyczała żeby dalej chlapać wodą, że przecież po to tu jesteśmy, żeby się bawić. Czy Ofelia chciała umrzeć? Myślę, że woda może symbolizować burzliwy związek młodych ludzi.
Artyści zapowiadając spektakl głosili: „Czy dziś,  są jeszcze jakieś granice w teatrze? My je wszystkie złamiemy. U nas widz ma władzę. Może komentować na głos działania sceniczne. Może zmienić bieg wydarzeń. Aktorzy będą bardzo blisko widzów. Wejdą z nimi w bezpośredni kontakt, nawet fizyczny.” Faktycznie tak było. Publiczność demokratycznym głosowaniem wybrała zakończenie spektaklu. Miała też  okazję zadać pytania Hamletowi, który jednak w szaleństwie odpowiedział jedynie na pytanie czy kocha Ofelię, i to krzykiem. A padło wiele interesujących pytań, między innymi słynne „być, albo nie być?”, ale odpowiedzi na to pytanie publika musiała doczekać końca spektaklu. Widzowie byli wciągani w dyskusję, w pomoc doboru prezentu dla Ofelii (i to z własnych zasobów). Hamlet, jeszcze w swoim tyranim wcieleniu, czekając na kanapkę z ogórkiem od ukochanej, faktycznie ją otrzymał, dzięki pomocy publiczności (bez ogórka, ale z prawdziwym masłem).
Na wyróżnienie zasługuje gra aktorska. Wprawdzie powtarzający się motyw uzyskania prezentów od widowni był nużący, ale improwizacja w ich wykorzystaniu, interesująca i zabawna. Bardzo piękny był ruch sceniczny Anny Rakowskiej, szczególnie kiedy raz po raz wskakiwała i wtulała się w plecy odchodzącego Hamleta. Piorunujące wrażenie wywarła na mnie także nieobecna, jakby martwa twarz aktorki zawieszonej na ciele Piotra Miszteli niczym kukiełka. Z jaką łatwością Piotr Misztela wywołał dwukrotnie na swojej twarzy łzy, piękne!
Spodobał mi się dystans i humor jaki zachowali aktorzy wychodząc z roli. „Nie jestem Hamletem, tylko aktorem” - rzekł Piotr Misztela - „Nabrałem was, bo jestem dobrym aktorem”. Prośba o papierosy i tłumaczenie, że bez tego scena byłaby nieudana, czy przyznanie, że podarowane Ofelii, grające kartki są głupie.
„H(2)O” to lekka w odbiorze sztuka. Chwilami, muszę przyznać, za lekka. Sceny dramatyczne wydawały mi się niekiedy nieszczere i zbyt przekrzyczane, a stojące do nich w kontrze sceny komediowe za długie. Z drugiej strony skłamałabym, gdybym powiedziała, że źle się bawiłam. „H(2)O” to przyjemna rozrywka, z której można wyłowić perełki.

Jagoda Jojczyk

Komentarze