Codzienna praktyka obłędu
Udający obłęd mężczyzna w tęczowej
sukience, sportowiec udekorowany medalami niczym radziecki generał, pełen
rozterek moralnych ksiądz, czy w końcu nauczyciel dobrych manier – to jeszcze
nie wszystkie wcielenia Artiego Grabowskiego, które pojawiły się w „Raporcie
Panika”, fenomenalnym spektaklu wieńczącym Festiwal Pociąg do Miasta.
Arti Grabowski to interdyscyplinarny
artysta, który jak sam o sobie mówi, posiada stopień naukowy i stopień
wojskowy. Były aktor Teatru Porywacze Ciał, członek Rady Programowej Państwowej
Galerii Sztuki w Sopocie, społecznik i maratończyk. Malarz, aktor, rzeźbiarz.
Przede wszystkim natomiast performer. Osobowość nietuzinkowa.
„Raport Panika” to performatywny monodram
w reżyserii Marka Kościółka, luźno oparty na „Dziennikach” Rolanda Topora,
tekstach własnych Artiego oraz wierszu Beczka nienawiści Charlesa Baudelairea
zastanawia się nad sposobami na przeżycie we współczesnym świecie, we
współczesnej Polsce. Podpowiada rozwiązanie – udawanie obłędu. Jednak kreowanie
szaleństwa to ciężka, codzienna praca. Wymaga wysiłku i systematyczności. Można
też ten stan oderwania od rzeczywistości osiągnąć łatwiej – codziennie
suplementując sobie wściekliznę. Arti bezpardonowo obnaża największy problem naszego
społeczeństwa. Nienawiść, nienawiść do wszystkiego co inne, co różne od nas
samych. Obce. Nieznane. Bez znaczenia, czy będzie to zły kolor klubowego
szalika, czy inna aktywność fizyczna. Pogląd polityczny, orientacja seksualna,
kolor włosów. Pretekst nie ma najmniejszego znaczenia, drobiazg tylko wystarczy
by zapłonęła iskra, która da początek pożodze. Sztuka ta, to dramatyczne
sprawozdanie, relacja z miejsca ogarniętego szałem. W naszym domu sytuacja jest
już na tyle zła, że wywołuje paniczny strach.
Konstrukcja tego monodramu jest kunsztowna
i koronkowa. Zbudowano go jako sekwencję nowelistycznych scen, każda ma innego
bohatera, każda opowiada pozornie o innym problemie, łącznie zaś dają
przerażającą diagnozę społeczną. Wszystkie są błyskotliwe, pełne ukrytych
znaczeń i symboliki. A także odniesień do bardzo aktualnych wydarzeń
politycznych i obyczajowych. Performer wielokrotnie puszcza oko do widza. Ot
choćby używając żelazka jako wytwornicy pary (a wiemy, że bez tego urządzenia
nie istnieje teatr współczesny). Ksiądz nosi sutannę z wszytą na plecach
okładką albumu „Master of puppets” zespołu Metallica, prawdziwy władca
marionetek, pojawia się tęczowa sukienka i patriotyczna pelerynka
przeciwdeszczowa z niestarzejącej się kolekcji Prezesa z 2017 roku. Autorytety
są brudne. Manipulatorzy są wszędzie. Początkowe sceny spektaklu są lekkie,
komediowe, idą w kierunku groteski i absurdu. Chwilę później jednak publiczność
przestaje się śmiać, a ciężar opowieści rośnie. Emocje podchodzą do gardła,
rosnąc nieprzyjemną gulą. Arti nie ogranicza się jedynie do relacji o
zagrożeniu, podsuwa również rozwiązanie, lek na zło. W scenie z nauczycielem
dobrych manier, gdzie ćwiczy publiczność w znajomości „pięknych słów”,
zapożyczeń z wielu języków, metaforycznych obcych, których pola znaczeniowe
obejmują przecież dobre i poprawne rzeczy. W finale pojawia się ostrzeżenie,
wyśpiewane do rytmu spolszczonej wersji „The Final Countdown”, gdzie Grabowski
w stroju i z gestami godnymi rockmana odlicza ostatnie sekundy, w jakich może
zaistnieć zmiana. Jej nośnika Arti upatruje w swojej scenicznej partnerce,
pojawiającej się kilkukrotnie dziewczynce-uczennicy, dziewczynce –dyżurnej.
Deklamuje ona wiersz o wstydzie i chęci ucieczki, ale też w przebraniu
rockmenki gra gitarową solówkę w „Ostatecznym odliczaniu”. Cała nadzieja w
kolejnym pokoleniu.
Każda z opowieści jest dramaturgicznie
zamkniętą całością, z ekspozycją, zawiązaniem akcji, aż do punktu
kulminacyjnego. Za każdym razem zmiana tematu zaakcentowana jest zmianą
kostiumu. Całość jest przepięknie spójna, zebrana narracyjną klamrą wyznaczaną
przez monolog wewnętrzy puszczony z nagrania. Ramę spektaklu podkreśla również
kostium Artiego. Zaczyna go i kończy w garniturze, co prawda w finale jest już
mocno przemielony, zmięty, nieskazitelna do tej pory koszula obrócona w strzępy
ledwo trzyma mu się na grzbiecie. Tak jak na początku, jest niezwykle
opanowany, dystyngowany, z klasą. Tylko, że teraz wiemy już, że to pozory,
wiemy jaki buzuje w nim wkurw.
Kolejny raz podczas Festiwalu spotykamy
się z inscenizacją wykorzystującą rozmaitość form dla zaakcentowania umowności
i uniwersalności pokazywanych treści. Arti nieustannie podpuszcza widza, igra z
nim i nim manipuluje, do czego w finale bezczelnie się przyznaje. Krew była
sztuczna, a guma, którą żuje świeża (choć bardzo sugestywnie sugeruje, że używa
tych wcześniej konsumowanych przez publiczność). Oczywiście, że dałam się
nabrać, i to tak bardzo, że miałam torsje. Tym bardziej też uderzyło mnie
przyznanie się do blagi.
Spektakl jest
gorzki. W naszym wspólnym domu nie dzieje się dobrze. Mimo to, bohater nie chce
go porzucić, sugerując że zmiana jest możliwa i być może by przetrwać, nie
trzeba będzie udawać szaleństwa. „Raport Panika” to jedna z najlepszych odsłon
tego Festiwalu.
Agata Zaręba-Jankowska
Komentarze
Prześlij komentarz