Być albo nie być w tym związku – oto jest pytanie
Elektryzujące
spojrzenia, niestałe jak woda uczucie. Za nami skłaniające do refleksji
przedstawienie „H(2)O” – kolejna dobra sztuka idealnie zwieńczająca połowę „V
Festiwalu Pociąg do Miasta – Stacja Obrzeża”.
„H(2)O”
to spektakl przedstawiający inspirowaną dramatem Williama Szekspira historię
Hamleta i Ofelii, w pełni przygotowany (scenariusz, reżyseria i obsada) przez
Annę Rakowską i Piotra Misztelę z Teatru Strefa Otwartaz Wrocławia.
Spektakl
odbył się (przypadkowo w dniu chińskich walentynek – Święta Qixi, co
wtajemniczonym dodawało skrytej nuty romantycznego zadumania) na placu zabaw
„Zameczek”, gdzie faktycznie znajdują się przeznaczone dla dzieci elementy
zamku. Plac zabaw to, wiadomo, miejsce przeznaczone do zabawy – aby się
pobawić, w coś pograć. Jak mówiła sama Ofelia, widownia też przyszła w takim
celu. Hamlet z Ofelią również w coś grają, czy raczej pogrywają ze sobą.
Miejsce pasuje do fabuły, choć ma słabą akustykę – nie mogłam dosłyszeć
niektórych kwestii. Nawiązuje do pierwotnego miejsca akcji „Hamleta”,
rozgrywającej się na zamku w Elsynorze... Dobrze komponuje się także z
intrygującym tytułem „H(2)O”. Aby dojść na miejsce, niektórzy widzowie musieli
zejść długimi schodami, które z perspektywy przypominały mi wodospad. Co za tym
idzie, widownia i scena były dla mnie umownym jeziorem. W sztuce wielokrotnie
pojawiał się motyw wody, której symbolika zmieniała się na przestrzeni wieków.
Do tej inscenizacji najbardziej pasuje mi jako symbol zagłady i niestałości.
Jednak tytuł wskazuje też na inicjały bohaterów, a cyfra dwa – jak para – może
jednocześnie być literą „z” – Hamlet z Ofelią.
Relacja
między bohaterami okazuje się niezwykle zawiła. Kochankowie zbliżają się do
siebie (Ofelia jak najada schodzi po schodach-wodospadzie), ale dojść do siebie
nie mogą. Chwilę przed możliwością dotknięcia się powietrze przenika
nieprzyjemny odgłos zwarcia elektrycznego, który sprawia, że zawracają. Ciekawe
połączenie elektryczności i wody (plac), która przecież przewodzi prąd (ich
elektryzujące spojrzenia), świadczy o niebezpieczeństwie gry, w jaką się
zaangażowali. Przez całą scenę intensywnie wpatrują się w siebie i jak lustro
wody powtarzają swoje ruchy. Udaje im się dotknąć dopiero za trzecim razem.
Dotknąć kogoś – to jak zobaczyć kogoś w innym wymiarze. Symbolizuje to trudność
w dotarciu do drugiego człowieka, problem z jakim musieli się zmierzyć nasi
bohaterowie.
Na
początku przypominają zakochanych. To wrażenie szybko jednak wyparowuje, kiedy
wkrótce na pytanie Ofelii „czy chcesz, żebyśmy byli razem?” jej ukochany
odpowiada stanowczym „Nie!”, które okazuje się potem już nie takie pewne.
Hamletwaha się między„tak” i „nie”, a ostatecznie w
odpowiedzi muszą mu pomóc widzowie. Widzimy też, jaki potrafi być okrutny –
scena „przesłuchania”. Umownie (stojąc obok, klaszcząc lub uderzając w stół)
policzkuje kobietę, chcąc otrzymać odpowiedź na pytania „Czy ty jesteś fair?
Czy ty jesteś w porządku?” i „Gdzie jest twój ojciec?”. Staje ponad nią na
stole z wyciągniętym palcem i to wystarcza, aby zaczęła się rozbierać. Tak jak
u Szekspira, Hamlet mówi, że nigdy jej nie kochał i nigdy nie dał tych listów
miłosnych – że to „szaleństwo Ofelii”. I tym wprowadza ważny motyw – motyw gry,
nakładania gombrowiczowskiej maski. Hamlet udaje Hamlet wprost przekazuje nam,
że grał, że to wszystko udawał. Po zejściu Ofelii ze sceny, zupełnie wychodzi z
roli Hamleta i przyznaje, że nas nabrał i że jest aktorem. Zapala (otrzymanego
od widza) papierosa i mówi o teatrze współczesnym. Po powrocie na scenę Anny
Rakowskiej teatralnym szeptem informuje widownię, że znowu wciela się w rolę.
Ale czy możemy być tego pewni?
To Hamlet
wydaje się „tym złym” – udaje, znęca się nad Ofelią, każe jej iść do klasztoru
(w czasach Szekspira to słowo mogło oznaczać również dom rozpusty, co pasuje do
zakładanych przez Ofelię na tę okoliczność kabaretek) i traktuje jak przedmiot
– zmusza do jedzenia winogron, które jej bezceremonialnie podkłada pod nos.
Często nawiązuje do topienia się – czasem wprost, czasem w zawoalowany sposób –
podarowania haczyka i propozycja pójścia na ryby. Nawiązania do tego paraliżują
kobietę, widocznie ją niepokoją. Myślę, że zachowanie Hamleta to reakcja na
zdradę Ofelii, której jest świadomy i którą podczas spektaklu sprawdza, udając
jej ojca, wobec którego jest widocznie uległa. Z przesłanego listu jasno wynika
przecież, że ojciec dziewczyny nie widział przyszłości dla ich związku.
Okazuje
się jednak, że kobieta nie pozostaje mu dłużna! Mniej więcej w połowie
spektaklu jesteśmy świadkami powtórzenia (nieco męczącego) całej historii, w
której to właśnie Ofelia jest osobą dominującą. Przeprowadza przesłuchanie,
zakłada mu swoje okulary, maluje szminką usta, wiąże włosy. Zmusza do pełnego
wystrzałów ryżu (przeprowadzanych przez widownie) weselnego przemarszu przy
akompaniamencie „Marszu weselnego” Wagnera. Hamlet jest w szoku, nie jest w
stanie odpowiedzieć na pytania widowni, do których namawiała Ofelia. Po
pytaniu, czy ją kocha, z jego ust wydobywa się tylko krzyk.
Tak więc
oboje zadają sobie ból, odpłacają pięknym za nadobne, grają role, w których
sami zaczynają się gubić, nie odróżniając gry od rzeczywistości. Na naszych
oczach przeplatają się gesty czułości i drwiny. I choć po wspólnym wygłoszeniu
najsłynniejszego monologu Hamleta „Być albo nie być” jednocześnie odpowiadają
„Być!” a sztuka kończy się ślubem – wydarzeniem absolutnie wyjątkowym,
pozostają we mnie duże wątpliwości, czy wydarzeniem właściwym. Czy ich związek
nie podzieli losu czerwonego balonika w kształcie serduszka, który Hamlet dał
Ofelii na urodziny – nie ucieknie na wietrze, a potem nie pęknie?
W obliczu
tylu rozstań i rozwodów, otaczających nas ze wszystkich stron, zastanawiamy się
nieraz, dlaczego tak się dzieje? Jedna z odpowiedzi wynika ze spektaklu – jest
nią udawanie, gra pozorów w relacji z drugim człowiekiem.
Stroje
bohaterów przypominają ubiór pracowników korporacji: marynarki, krawaty,
okulary. Zwracają się do siebie naturalnie: Hamlecie, Ofelko. Wskazuje to na
aktualność przedstawionej sytuacji.Ile współcześnie jest par, które właściwie
nie wiedzą, czy się kochają?
Ważną
częścią przedstawienia jest muzyka. Słyszymy „Love Story” (1970) Carla Sigmana
– ujmujące w scenie „balu”, kiedy Ofelia i Hamlet tańczą pod parasolem w takt
muzyki z pozytywki. Ciepłe światła reflektorów przebłyskiwały między nimi,
dookoła noc – idealny romantyczny obrazek. Warto jednak wsłuchać się w tekst,
by usłyszeć i zastanowić się nad zawartym w nim pytaniem: How long does it
last, które często tłumaczy się nie tylko „jak długo to trwa”, ale też
„potrwa”… Związek naszych kochanków z pewnością można nazwać burzliwym i
niepewnym. Drugim utworem jest „Marsz weselny” z 1850 Ryszarda Wagnera z
tragicznej przecież opery „Lohengrin”. Zastanawiające jest jego pierwszeństwo
wobec „Marszu weselnego” Feliksa Mendelssohna z 1842, który jest jednym z najbardziej znanych fragmentów muzyki do „Snu nocy letniej” Szekspira
i świetnie komponował się ze sztuką. Słyszymy jego krótki fragment na samym
końcu przedstawienia. Myślę, że pokazuje to małe odejście od twórczości autora
„Hamleta” i wskazuje na uniwersalność „H(2)O” – fabuła na pierwszym miejscu nie
dotyczy stworzonych przez Szekspira bohaterów!
Interakcje
z widzami następowały praktycznie co chwilę. Rozładowywały napięcia, ale
poprzez skracanie dystansu i pokazywanie zwykłego, ludzkiego zachowania,
zdawały się również świadczyć o prawdziwości i uniwersalności fabuły spektaklu.
Aktorzy grali w naturalny sposób – pożyczali od widzów przedmioty, nawet
niemożliwą do zwrotu kanapkę i papierosa. Sprawnie improwizowali, wykorzystując
nabyte rekwizyty i odpowiadając na komentarze publiczności w żartobliwy,
wywołujący głośny śmiech sposób. Dzięki temu sztuka nabrała dla mnie rodzinnej
atmosfery. Śmiałam się i komentowałam sztukę z moimi sąsiadkami z widowni. Nie
przeszkadzały nawet potrzebne w pewnych momentach parasolki – sprawiały, że
musiałam podpatrywać akcję, co dodało kameralnego klimatu.
„H(2)O”
przeniosło nas w skomplikowany, nieraz pełen dramatyzmu świat związków.
Bohaterowie chcą być razem, ale jednocześnie nie mogą. Czy powinni być razem,
mimo stwarzanych przez siebie i innych problemów? Ile osób odnajdzie w tym
siebie? Związek mógłby być ożywczy jak woda i zazwyczaj jest taki na początku.
Jednak często dolewamy do niej swój egoizm, niezdrową uległość, udawanie.
Przestaje mieć swój niezbędny do życia charakter i staje się toksyczna.
„H(2)O”
charakteryzuje dobra gra aktorska, mała ilość rekwizytów i ciekawy sposób
ujęcia fabuły. Porusza temat rzekę – temat miłości pełnej wad. Pokazuje, jak
okrutni potrafimy być wobec osób, które kochamy. Przedstawia to w żartobliwy
sposób – mogę powiedzieć, że na tym placu zabaw znakomicie się bawiłam. Z
drugiej strony powtarzanie scen i słaba akustyka „rozwodniły” mocno mój
zachwyt. Uważam jednak, że warto poświęcić niecałą godzinę swojego życia i dać
się ponieść fali wywołanej przez duet Anny Rakowską i Piotra Miszteli.
Martyna
Szoja
Komentarze
Prześlij komentarz