Niepodległość uśpiona
NIEPODLEGŁOŚĆ UŚPIONA
Lecieć? – pyta ze sceny poruszony Poeta (Piotr Srebrowski). Nie, tu w miejscu stać – sucho odpowiada
mu Dziennikarz (Jakub Mielewczyk). Niestety, mimo świetnej reinterpretacji
oryginalnego tekstu dramatu Stanisława Wyspiańskiego, spektakl Od wesela do wesela w reżyserii Ewy
Ignaczak to obraz, który, choć powstały z zamiarem pobudzenia, usypia.
Od
wesela do wesela, przeciwnie do oryginału, rozpoczyna
scena tańca. Chochoł (Damian Bejgier) staje się nauczycielem, dyktuje
nieudolnym tancerzom kroki, z niezadowoleniem poprawia. Bezradność ich ruchów
przemawia za niezrozumieniem ducha, za którym mają podążać, za nieudolnością
prób artystycznych. Właśnie to ślepe błądzenie współczesnej sztuki znalazło się
w centrum zainteresowania adaptacji. Na stulecie niepodległości Teatr Gdynia
Główna postawił na polemikę z pierwowzorem na zasadzie pytań o wkład artysty w codzienność
polityczną kraju. Rezygnacja z postaci Państwa Młodych, koncentracja na udziale
w weselu Poety i Dziennikarza oraz ich konfrontacji z widmami – zabiegi te
świadczą dobitnie o tym iż jest to spektakl od artystów dla artystów. Swoją
propozycją Ignaczak przysłowiowo grozi palcem innym twórcom polskiej kultury. Oskarża
ich o letarg i pustosłowie, a jednocześnie nie boi się stanąć z nimi w szeregu.
Niewątpliwym atutem spektaklu jest
umiejętność wyjścia poza sztywne ramy tekstu Wyspiańskiego jaką zaprezentowali
aktorzy – swoje kwestie wypowiadają w sposób niezwykle naturalny, niemal całkowicie
pozbawiając widza świadomości iż ma on do czynienia z rymowanym wierszem.
Znaczne pominięcia tekstu w stosunku do oryginału spowodowane ograniczeniem
tematyki spektaklu do roli artysty i szeroko rozumianej poetyczności sprawiają,
że odbiorca na nowo poznaje liryzm słów Wyspiańskiego, zauważa zawarte w nich
bogactwo motywów i przekazu. Choć cały spektakl zdaje się być popisem
możliwości pracy nad tekstem, aktorzy wydają się przygaszeni, nieobecni. Jakby
koncentracja na naturalności dykcji sprawiła, że zabrakło im jakiejś energii do
grania, zaangażowania w ciele. Przez nagromadzenie momentów cichych,
rozwleczonych w spektaklu, nawet te sceny, które miały ożywiać widza i
najskuteczniej przykuwać jego uwagę nie angażują emocjonalnie. Przykładowo,
konfrontacja Poety z Zawiszą Czarnym (Marta Jaszewska), scena oparta na
upiorności ducha, który więzi wyciągnięte ku niemu dłonie artysty i zmusza go
do imitacji jazdy konnej, przez opieszałość ruchów Piotra Srebrowskiego traci
na swoim wydźwięku i nie staje się silnym punktem Od wesela do wesela. Ten kontrast między finezyjnie dobranymi
kwestiami a prezencją aktorów na scenie znacznie pogarsza odbiór spektaklu.
Niestety, mimo ciekawości i inwencji
niektórych rozwiązań scenicznych (jak w przypadku przejmująco smutnej sceny
próby lotu w wykonaniu Poety, który bezskutecznie szarpie połami marynarki,
pozorując unoszenie się, co nadaje mu ponurej błazeńskości), spektakl ofiaruje
widzowi niewielką ilość momentów, kiedy jego teatralność prawdziwie fascynuje.
Choć twórczość Ewy Ignaczak od lat charakteryzuje się specyficznym podejściem
reżyserki do rytmu i melodyjności struktury spektaklu, w przypadku adaptacji Wesela głównym problemem są przestoje i
ubogo wypracowany ruch sceniczny. Większość czasu Od wesela do wesela wypełniają pozbawione obudowy w postaci gestów
czy konkretnych zadań aktorskich rozmowy bohaterów lub monologi. Brak
urozmaicenia sprawia, że spektakl jest przegadany i mimo fantastycznie
zredagowanego tekstu Wesela, poruszane
w nim kwestie nie trafiają przekonywująco do widza, co znacznie ujmuje
propozycji Ignaczak. Usadowienie postaci przy surowym, zastawionym pustymi
talerzami stole i kreowanie akcji za pomocą powtarzalnego poruszania tymi
jedynymi rekwizytami jest pomysłem interesującym, ale chwyt ten spełnia swoją
funkcję jedynie przez pierwsze pięć minut. Im dłużej, tym widz bardziej
dekoncentruje się na przebiegu dialogów. Tak samo ukazanie działania ducha
poetyczności w osobie Chochoła (Damian Bejgier) na uczestniczące w weselu
kobiety poprzez ich głośne nabieranie powietrza i unoszenie talerzy na wysokość
twarzy na jego sygnał oddziałuje poczuciem grozy na widza pierwsze trzy razy,
przy kolejnych, zabieg ten staje się nieefektywny.
Niezwykle interesującym wyborem reżyserki
jest umiejscowienie w rolach osób dramatu kobiet. Zarówno Marta Jaszewska jak i
portretująca Stańczyka Małgorzata Polakowska wyróżniają się spośród bohaterów
wizualnie, ich stroje są błyszczące, kolorowe. Cekinowe marynarki wychwytują
dwuznaczność postaci, nadając im elegancji garnituru i rodzaju blichtru. Sam
Chochoł, uosobienie ducha, również pozostaje w pewien sposób niedookreślony.
Wstawki praw fizycznych lub ciężkich równań matematycznych mające na celu przybliżenie
nam jego istoty spełniają przede wszystkim funkcję jeszcze większego zamglenia
nam osoby Chochoła. Ducha poetyczności nie da się pojąć. Można jedynie słuchać
jego poleceń, stać się nośnikiem sztuki. Nadanie widmom płci żeńskiej każe nam
myśleć o kreacyjnym potencjale kobiet w przebudowie Polski, którą proponuje
Ignaczak. Zauważa ona pustotę polskiej sztuki, jej brak wpływu na wydarzenia,
na ludzi. Artyści przestali kształtować umysły Polaków. Od wesela do wesela to próba zbiorowego odzewu w stronę ludzi
kultury w naszym państwie. Nieco przydługi, przygnębiający finał pokazać ma nam
jak bardzo boimy się podejmowania rzeczywistych działań, jak bardzo
potrzebujemy zmian i odwagi podążenia za Chochołem i inspirowanymi przez niego
widmami. Jak bardzo uśpiony jest nasz potencjał.
Od
wesela do wesela to propozycja nieciekawa wizualnie, prosta, sprawiająca wrażenie
niedokończonej formy. Widoczny w niej jest swego rodzaju pośpiech twórczy,
który zdecydowanie zaszkodził spektaklowi. A szkoda, bo sam tekst scenariusza
kryje w sobie wiele piękna, stanowi dla odbiorcy intelektualną przyjemność.
Wykazanie sprawczej roli kobiet w artystycznej przebudowie Polski jest
wyjątkowo interesującym komentarzem polityczno-społecznym, ale niestety w tak
skonstruowanej kompozycji gubi swój wydźwięk. Nieproporcjonalnie małe
poświęcenie uwagi na specyfikę ruchu scenicznego działa z pewnością na
niekorzyść całości spektaklu. Jest to projekt naprawdę interesujący zawartymi w
nim spostrzeżeniami i może być jedynie niezmiernie przykro, że przyćmiewają to
jego braki.
Natalia Królak
Komentarze
Prześlij komentarz