Dokąd zabrał nas Pociąg do Miasta? Podsumowanie gdyńskiego festiwalu teatrów offowych.


Na dachu muzeum, nad brzegiem morza lub na parkingu – teatr w miejscach nieteatralnych? Bynajmniej! Podczas siedmiodniowego festiwalu obejrzeliśmy siedem ciekawych sztuk w wykonaniu pięciu zespołów teatralnych, z których każdy był przystankiem w drodze do Stacji Niepodległej – głównego motywu wydarzenia. Był to tydzień dużych emocji, skłaniający do refleksji, pobudzający do rozmów i do myślenia.

Teatr Gdynia Główna już po raz czwarty zorganizował letni festiwal Pociąg do Miasta. Koleje festiwalu były różne, jak mówi Ewa Ignaczak – dyrektorka artystyczna TGG i reżyserka – „musieliśmy nauczyć się miasta”. Teraz nie tylko można powiedzieć, że się tego miasta nauczyli, ale że uczą też innych je odkrywać, zapraszając teatry z całej Polski. Wystawianie spektakli w plenerze to często spore wyzwanie dla aktorów, którzy nie przyzwyczajeni są do niedogodnych warunków – akompaniują im szum samochodów, odgłosy szurających deskorolek czy miarowe uderzanie fal o brzeg. Granie w przestrzeni publicznej to także wielka niewiadoma jeśli chodzi o widownię – każdy przechodzący obok człowiek może stać się widzem, nieważne, czy w jakikolwiek sposób jest do tego przygotowany. Teatr w otwartej przestrzeni nabiera jednak zupełnie nowej wyrazistości, staje się żywy. Patrząc na historię teatru jest to poniekąd powrót do źródeł – nie mam na myśli teatru antycznego, a raczej średniowieczne wędrowne trupy teatralne, które zatrzymywały się w europejskich miastach i miasteczkach, by zaprezentować swój repertuar. Teatr był wtedy egalitarny i teraz znów taki się stał, nie segregując widzów, lecz wychodząc do wszystkich po równo, z ręką wyciągniętą w zapraszającym geście.

Hasłem przewodnim festiwalu jest „Stacja Niepodległa”. Spektakle zostały dobrane tak, by każdy z osobna i wszystkie razem mogły nas do niej doprowadzić. Korespondujące ze sobą tematycznie sztuki grane były w tym samym czasie dwa dni pod rząd. Dwa pierwsze dni festiwalu upłynęły więc pod znakiem próby rozliczenia się z bolesną historią wojenną, kolejne dwa kierowały naszą uwagę poza granice kraju, a ostatnie skupiały się na nas samych – Polakach – wykorzystując do tego weselny motyw. Niedzielny spektakl Teatru Porywacze Ciał z Poznania wystawiony był tylko raz, zamykając tym samym cały festiwal.

„Burmistrz” Teatru Gdynia Główna i „Album Karla Höckera” Teatru Trans-Atlantyk z Warszawy to spektakle wpisujące się w temat rozliczeń z drugą wojną światową. Pogrom żydów w Jedwabnem („Burmistrz”) to sprawa wciąż mało znana, będąca plamą na polskim honorze, na polskiej historii. Chcielibyśmy chlubić się bohaterskim ratowaniem żydów z gett, a nie bić się w piersi, mówiąc „my też mordowaliśmy”. Jest to niezwykle trudny temat, z którym reżyserka Ewa Ignaczak dobrze sobie jednak poradziła. „Burmistrz” jest apelem do każdego z nas, apelem o pokorę i umiejętność przyznania się do winy. Historii nie można wybielić, nie zmienimy przeszłości, możemy jednak nauczyć się uczciwie o niej mówić. Podobny w swym przesłaniu jest „Album…” w reżyserii Paula Bargetto, ukazujący tragiczną historię obozów koncentracyjnych z perspektywy nie ofiar, lecz oprawców. Spektakl Teatru Trans-Atlantyk burzy schematy, stara się pokazać ludzką twarz tych, których świat odarł z człowieczeństwa. „Album…” pozwala funkcjonariuszom SS okazywać emocje, dzielić się przemyśleniami, po prostu być ludźmi. Nie rozgrzesza ich z tego, co zrobili, nie łagodzi zbrodni, ani nie zmywa krwi z ich rąk. Podobnie jak „Burmistrz”, jest to apel o oddanie sprawiedliwości, o niezamykanie się w sztywnych ramach światopoglądowych, o rezygnację z podziału biel/czerń, dobro/zło. Spektakl Bargetta ukazuje złożoność i wielowymiarowość problemu, z którym kultura europejska nadal nie może sobie poradzić – jak to w ogóle mogło się wydarzyć?

Dwa następne dni festiwalu odsyłają nas na Czarny Ląd, sprawiają, że zadajemy sobie pytanie – jak to może dziać się nadal? „Matka Courage krzyczy” Teatru Układ Formalny z Wrocławia i „Epitafium dla władzy” Teatru Gdynia Główna (którego, niestety, nie udało mi się zobaczyć) to spektakle osadzone w realiach krajów trzeciego świata. „Matka…” to sztuka inspirowana dramatem Bertolda Brechta, poruszająca problem postkolonializmu, naszej odpowiedzialności za skutki dekolonizacji, nieustannej wojny i ludzkiej nędzy. Akcja dzieje się w Liberii, jednym z najsłabiej rozwiniętych państw świata, kraju zniszczonym wojną, głodem i korupcją. Podczas spektaklu pada wiele oskarżeń nie tylko pod kątem USA, ale i nas samych – „białych” ludzi. Wplecione w przedstawienie elementy wytworów kultury cywilizacji Zachodu pokazują, jak znikoma jest nasza wiedza na temat sytuacji Czarnego Lądu; niektóre są także przejawem ukrytego rasizmu, z którego czasem możemy nawet nie zdawać sobie sprawy. „Matka Courage krzyczy” to próba uwrażliwienia na losy nie tylko mieszkańców Liberii, a również innych państw, w których dzieje się źle. To kolejny apel – miejcie otwarte oczy i otwarte serca, bo bierność to cicha aprobata. To także zwrócenie uwagi na fakt, że nie żyjemy w kraju oderwanym od reszty świata, ale będącym jego częścią – umiejscowienie tej pary spektakli pomiędzy dwoma blokami dotyczącymi bezpośrednio Polski dodatkowo podkreśla ten fakt.

„Od wesela do wesela” Teatru Gdynia Główna i „Dobroć nasza dobroć” Teatru Wiczy z Torunia to powrót do polskiej tematyki. Obydwa spektakle łączy motyw wesela, każde z nich sięga jednak po zupełnie inne rozwiązania formalne i niesie za sobą nieco odmienne treści. Wesele pełni jednak podobną funkcję – zrzesza w jednym miejscu wiele osób, dla których jest to okazja do oderwania się od szarej codzienności, rozmowy o polityce, wymiany poglądami. „Od wesela do wesela” to reinterpretacja dramatu Stanisława Wyspiańskiego, próba wydestylowania z niego Słowa i podkreślenie jego jałowości. Przedstawiciele polskiej inteligencji, poruszający się w rytmie wyznaczanym przez Chochoła, snują marzenia o podniebnym locie, podczas gdy „rzeczywistość skrzeczy”. Spektakl może zdawać się nieco przegadany, jest to jednak jeden z ważnych aspektów tej sztuki – „słowa, słowa, słowa” bez czynów. W sztuce Wiczy Słowo również pełni niezwykle ważną funkcję, można powiedzieć, że staje się wręcz jednym z jej bohaterów. W przeciwieństwie do gdyńskiego przedstawienia, w „Dobroci…” zaprezentowane jest wesele osób ze współczesnej klasy niższej. Strumienie alkoholu przeplatają się z potokiem polskiej poezji romantycznej, budującej narodowe mity o minionej świetności naszego kraju. Mity te są jednak źródłem ksenofobii, rasizmu, a nawet nacjonalizmu. Romantyczna spuścizna toczy nasz kraj rakiem, którego nie potrafimy wyleczyć od bez mała stu lat. Obydwie sztuki poruszają więc problem polskości, nie szczędząc nam przy tym gorzkich słów. Stają się zwierciadłem ustawionym naprzeciw widowni, mówiącym „tacy jesteście”.

Ostatnim quasi-spektaklem (gdyż na miano pełnowymiarowej sztuki nie zasługuje) są „Hultaje” Teatru Porywacze Ciał z Poznania. Jest to półgodzinne show, w którym aktorzy jeżdżą na hulajnogach w dżinsowych katanach swego gangu, wykrzykując wszystkie kwestie w kierunku publiczności. Jest to sposób spędzania przerwy od pracy w bankach, w których zatrudnieni są „hultaje”. Najważniejszym przesłaniem sztuki jest wezwanie do buntu przeciwko rzeczywistości, łamania niepodobających się nam zasad, wychodzenia poza schematy. Aktorzy, podczas wykonywania ewolucji na hulajnogach, nawoływali do wolności wyrażania siebie, do robienia tego, na co mamy ochotę.

W taki oto sposób dojechaliśmy do „Stacji Niepodległa”. Nie była to łatwa i wyłącznie przyjemna podróż. Wymagała wiele pokory, czasem spojrzenia na siebie z boku i zrobienia rachunku sumienia. Wszystkie zaprezentowane podczas festiwalu spektakle zaliczyć można do teatru zaangażowanego, poczuwającego się do społecznej odpowiedzialności za to, co wystawia. Wyjście ze sztuką do ludzi, do miasta, jest wyrazem dobrych intencji artystów, którzy nie chcą zamykać się w swoim własnym gronie, tworząc dla przekonanych. Wysoki poziom artystyczny spektakli, przemyślana tematycznie prezentacja poszczególnych sztuk i ich wzajemna korespondencja oraz niebanalny dobór plenerów sprawiają, że pozostające po festiwalu Pociąg do Miasta wrażenie jest niezwykle entuzjastyczne. Wspaniała inicjatywa Teatru Gdynia Główna zasługuje na wielkie oklaski, tak samo jak pomysłodawczynie – Ewa Ignaczak i Ida Bocian. Mi pozostaje podziękować za tydzień pięknych emocji i oczekiwać na kolejną edycję festiwalu.

Olga Stolarczyk

Komentarze