Stany mieszane
Pierwszy raz w życiu miałam przyjemność doświadczyć poezji śpiewanej w takiej odsłonie – w aranżacjach rockowych, z basami i perkusją w tle. Genialne wykonania, różnorodność instrumentów, teksty obleczone w klimat, atmosferę i muzykę. Wszystko tak dobrze współgrało, choć na scenie kotłowało się wiele osobowości. Poszczególne teksty znajdowały odbicie w kostiumach i tonie głosu. Sprawiały, że na scenie raz po raz pojawiała się jakby nowa osoba – a przecież wokalistka była jedna, za to wybitna.
Dramat bierze się z tego, że wydaje nam się, że jesteśmy jednorodnością, a przecież mieszka w nas tak wiele osobowości. Zdanie to stało się motywem przewodnim widowiska, łączyło i splatało kolejne utwory, podtrzymując napięcie aż do ostatniej chwili. A między wierszami można było znaleźć tak wiele ważnych tematów, zamykających klamrą cały tegoroczny festiwal.
„Stany mieszane” to rejs po wzburzonym morzu, ale warty każdej sekundy i dzwonienia w uszach od siedzenia pod głośnikami.
Komentarze
Prześlij komentarz