Relacja z „Pociąg do miasta – stacja: relacje”

     Chwytliwe, ale nie ja to wymyśliłam, a mój partner. Tak o, od niechcenia, gdy leżeliśmy już w łóżku, a ja opowiadałam mu zamiast spać, że źle mi, niedobrze, nic nie mogę skończyć, a na te recenzję to nadal nie mam pomysłu, choć deadline już jutro. Powiedział: „możesz tego użyć, nigdy nikomu nie powiem, że ja to wymyśliłem”. Ale ja to powiem, bo jednym ze spostrzeżeń po obejrzeniu spektakli tegorocznej edycji festiwalu, jest bez wątpienia te, które mówi, ile intensywności i doznań może mi dać po prostu prawda. (ale o tym później).  Zatem, hej słuchaj! Autorem tego tytułu jest mój M.T.!

Idę letnim wieczorem na spektakl. Teatr po chmurką lub w ziejącym duchem industrializmu magazynie. Ten drugi, wypełniony teatralnymi rekwizytami – gdzieś w rogu stoi ludzkich rozmiarów rzeźba, gdzieś indziej piętrzy się stos plakatów. Wystrój i brak głównego światła sprawia, że czuję się jak w alternatywnej pracowni artystycznej w sercu Śląska. Innego dnia jestem w ogródku w Domu Seniora, jeszcze kolejnego na zajezdni Trolejbusów.

I jestem w tych mniej lub bardziej osobliwych miejscach. Gdybym nie była Gdynianką z pochodzenia, od nowa zakochałabym się w tak przedstawionym mieście. Lokalne wieczności – surowe jak magazyn i zajezdnia lub poważne - szkolne, czy te w klimacie slow-life okolicznych domów, na które nigdy nie będzie mnie stać; wszystkie zaprosiły mnie do siebie w intymnej już godzinie 21. Przecież to wtedy zabiera się psa na ostatni spacer, wtedy w domach zapalają się już światła, rolety nie są jeszcze zasłonięte. Leszczynki, Śródmieście, Oksywie – dziękuję.

Letni wieczór, już trochę chłodny. Trafiłam tu na spektakl – inni też już są. Starsi, dzieci, pary, dalsi znajomi (choć niekoniecznie moi). Wszyscy przyszliśmy na teatr, a tam?

Gej Jehowy, Żydzi… okej – pierwsze dwa dni i już jesteśmy w mocnej tematyce. Dzień trzeci – Matko Bosko, co w Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie…! Dzień czwarty – rodzina, a ja przez część spektaklu czekam na dramat… moja też ma swoje, dzień piąty… i szósty! Och, dziś jest normalnie. Mama i Tata na scenie, obok mnie dziś moi rodzice i wszyscy się kochamy Uf, w końcu pookazują mi piękną rzeczywistość – tę która otacza nas wszystkich na co dzień. Bez bólu, zdrady, gwałtu. Bez wkluczeń, bez obłudy, zastraszania i lęku. Bez uprzedzeń, bez odrzucenia. Co? Nie… nie, nie, nie! Zaczekajcie – tu też?! Czy naprawdę każdy spektakl musi się obracać przeciwko światu? Ta rodzina jednak nie jest tak idealna? Zdrada, AIDS, śmierć, strata? Nieźle to mówi o społeczeństwie – skomentował znajomy.

Czy czegoś oczekiwałam? Nie wiem, przyszłam tylko na teatr, bo gra codziennie i miło się  się  odhamić, zażyć trochę kultury. Otulić się w łagodnej treści, głosach aktorów, świetle, scenografii... A dostałam nagą prawdę. Z cellulitem, szorstkimi piętami, niedogoloną pachą i łojem wylewającym się spod naskórka. Turpizm? Nie. W tych Teatrach nie spotykam się z brzydotą, a prawdą. Tak wyglądają relacje. Jako jednostki, rodziny, społeczeństwo – każde z nas mógłby dołożyć swój artefakt na stoliku z „Anatomii Zdarzeń” Latającego Teatru Kantorowi i snuć o nim swoją etiudę.

Na jednym ze spektakli byłam z rodzicami. Mama powiedziała:  no ładne, mi się podobał, ale nie rozumiem o co chodziło. I Tata też. Bo kiedyś to był Teatr Telewizji i tam się działo! Tak od początku do końca i od razu wszystko było wiadomo. Myślę, że teatr współczesny to to sztuka emocji. Aktorzy - jak Lena Witkowska (i zespół Rejs) – rozprawiają się z prawdą na naszych oczach, dla nas i często z nami. I wtedy już wiem o chodzi, gdy przeżyję emocje w tamtej relacji. Tegoroczną edycję festiwalu „Pociąg do miasta” podsumuje właśnie tak – emocjonalne rozprawienie się z relacją.


Kornelia Jenner

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ