„MyLove” – monodram, który głęboko porusza i zostawia w ciszy
Tegoroczna edycja festiwalu Pociąg do Miasta – Stacja Relacje przyniosła spektakl, który długo jeszcze wybrzmiewa w głowie – MyLove, w reżyserii Rafała Matusza, z Filipem Cembalą w roli głównej. Monodram oparty na biografii Milo Mazurkiewicz to opowieść o życiu osoby transpłciowej, która w Polsce nie wytrzymała presji społecznej, formalnych barier i braku akceptacji. To historia o tożsamości, walce o siebie i desperackim poszukiwaniu wewnętrznej spójności.
Bohaterka – urodzona w męskim ciele, lecz identyfikująca się jako kobieta – boryka się z lawiną problemów wynikających z narzucanych norm, schematów i standardów. Na co dzień spotyka się z drwinami, kpinami, pogardą, nienawiścią, a w „najlepszym” wypadku – z ironicznymi uśmieszkami. Towarzyszy jej poczucie wykluczenia, niezrozumienia i brak wsparcia ze strony państwa. W tej opowieści obecny jest także lęk przed odrzuceniem przez najbliższych, zagubienie, niechęć do siebie i własnego ciała. Bohaterka próbuje dostosować się na siłę – „się dostosuję, przytnę i skrócę” – lecz prowadzi to jedynie do zamrożenia uczuć, podejmowania kroków „leczenia” odmienności i ucieczki od siebie.
Finał jest tragiczny – samobójcza śmierć poprzez przedawkowanie leków zapijanych wódką – i wtedy na widowni zapada głęboka cisza, w której wybrzmiewa ciężar każdej wypowiedzianej wcześniej frazy. Publiczność, niczym papierek lakmusowy, chłonęła nie tylko tę końcową ciszę, ale również głębię piosenek oraz gry aktorskiej obecnych przez cały spektakl.
Filip Cembala jako ambasador wykluczonych tworzy rolę pełną sprzeczności – jest prowokacyjny, zadziorny, a jednocześnie niezwykle wrażliwy. Potrafi wplatać żarty w dramatyczną narrację, bawiąc się słowem w sposób, który wyostrza sens. Podwójne znaczenia, gra słów, błyskotliwe i zaskakujące zwroty – wszystko to służy opowieści o inności i braku pogodzenia się z odmiennością. Aktor przechodzi między perspektywami: osoby transpłciowej, rodzica, sąsiadki czy lekarza. Dzięki temu spektakl nie jest jednostronnym protestem, ale wielogłosową rozmową o życiu w klatce społecznych oczekiwań, narzucanych standardów i norm.
To sztuka, która w finale nie daje nadziei – pozostawia pustkę i pytanie: czy dla osób transpłciowych jest w ogóle lepsze jutro? Jak długo większość będzie odwracać wzrok od problemów mniejszości? Spektakl przypomina, że słowa ranią jak noże – a ich skutki bywają bardziej tragiczne niż czyny. Statystyki samobójstw wśród młodych osób są przerażające, a MyLove nie pozwala udawać, że to problem marginalny.
Pod tą warstwą pozornego braku nadziei kryje się wymiar uniwersalny – każdy
może odnaleźć w tej historii cząstkę siebie, bo każdy doświadczył jakiejś formy
odrzucenia czy wykluczenia. Ten monodram przypomina, że jesteśmy czymś więcej
niż tylko płcią czy ciałem, a różnorodność jest wartością, nie zagrożeniem. W
ramach „Stacji Relacje” jest to ważny głos o uważności na drugiego człowieka i
o tym, że inaczej nie znaczy gorzej.
Komentarze
Prześlij komentarz