Jeszcze sztuka nie zginęła, póki Wy tworzycie...

 

 Czy jest jeszcze sens w obecnym czasie mierzyć się ze sztuczną inteligencją zwaną – AI i czatem GPT w pisaniu tekstów? Nie sądzę, ale jednak spróbuję wyrazić swoje zdanie jako zwykłej miłośniczki sztuk wszelakich, a na potrzeby tej recenzji, zwłaszcza sztuki teatralnej w aspekcie również sztuki ulicznej, jakiej mogliśmy doświadczać przez ostatni tydzień sierpnia AD 2025.

   Bo czy emocje, wrażliwość, człowieczeństwo mogą być dobrze odebrane przez technologię? I tu się zatrzymam, gdyż tegoroczne hasło przewodnie Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego „Pociąg do miasta" to relacje. Czy to nie owe emocje, wrażliwość i właściwie pojmowane człowieczeństwo nie stanowią o dobrych relacjach? Relacjach międzyludzkich, wyznaniowych, tożsamościowych, pokoleniowych, partnerskich? Tegoroczne spektakle pokazały to w całej rozciągłości.

   Obserwuję rozwój tego przedsięwzięcia z jakim mierzą się aktorzy i ekipa Teatru Gdynia Główna po raz dziesiąty, czyli od drugiej edycji niezmiennie uczestniczę w emocjach, wrażeniach, przeżyciach, relacjach, zmaganiach artystycznych i powiem Wam jestem z Was dumna, że dajecie radę i niezwykle wzruszona wyborem spektakli jakiego dokonujecie podczas eliminacji konkursu. Nie spoczywacie na laurach, naprawdę poziom jest wysoki, a dobór scenerii zaskakująco adekwatny do spektakli.

   W tym roku bardzo mocne okazały się relacje wyznaniowe w spektaklach „ Świadek" Podziemnej Sceny Teatralnej ze Szczecina i „Jeszcze Polska nie zginęła" w wykonaniu Festivalt z Krakowa. Oba spektakle pozwoliły ujawnić czym przesiąknięte są inne grupy wyznaniowe, narodowościowe i z czym się zmagają ludzie zamknięci w tych zasadach, przekonaniach, nakazach i niekiedy absurdach.

   Spektakl krakowski w przededniu zaprzysiężenia nowego prezydenta Polski, jakże nabrał wyrazistości i niepokoju przed nowym, przed ideą stworzenia nowego Państwa. Państwa, które może zamienić się w horror a może terror, gdy naród wyraża swoją opinię poprzez głosowanie nie analizując konsekwencji jakie mogą nieść i niosą decyzje, wybory i zmiany. Spektakl pokazał jak pozornie mamy wpływ, a w rzeczywistości zupełnie się to rozmija ze zdrowym rozsądkiem i pokładaną nadzieją na lepsze jutro. Scena ze ścianą płaczu, zamknięciem w pomieszczeniu, które jakże symbolicznie ukazuje doświadczenia wojennych eliminacji istnień ludzkich w niehumanitarny sposób - dla mnie, której rodzice w czasie wojny się urodzili, a dziadkowie próbowali przetrwać to jakby przenieść się w czasie i zobaczyć ich traumy, lęki i strach o życie.

   Nie chciałabym również być wyznawcą wiary, która poprzez swoje normy doprowadza ludzi niemal na skraj obłędu, grzechu, dylematów tożsamościowych i zgrzytów rozsądku w spektaklu „Świadek". To były mocne wrażenia, ale kolejne stacje festiwalowe tylko się rozkręcają w kwestii relacji.

   Temat tożsamości jakże głośno, wymownie i z pasją wybrzmiał w spektaklu „My love", w niesamowitym monodramie wykonanym przez Filipa Cembala pod egidą Stowarzyszenia Inicjatyw Społeczno – kulturalnych „Europeum" ze Szczecina. Sama osobowość aktora bezwzględnie miała tu swój wydźwięk, jego aktorska kreacja, kostiumy i cała oprawa pokazała jak z trudnymi tematami mierzy się obecnie młodzież błądząc we mgle niezrozumienia, braku wsparcia, zagubienia – kim właściwie jestem? W moim mniemaniu po czasie pandemii i wojny zza wschodnią granicą, każdy z nas przeszedł rodzaj zagubienia, niezrozumienia, niepewności co się dzieje i co dalej będzie, zamrożenia, odizolowania a nawet depresji i strat. Spektakl jakby powiedzieć, że był o tolerancji, to jakby nic nie powiedzieć. Poruszył mnie ogromnie i jakże był edukujący w tematach, które ciągle są tabu.

   W kolejny dzień przenieśliśmy się w sferę relacji rodzinnych, pokoleniowych pełnych wspomnień o słowach, przysłowiach, zdarzeniach a przede wszystkim ludziach z nimi powiązanych. Zaś pamiątki rodzinne, które być może każdy może odnaleźć gdzieś na strychu, w piwnicy, kufrze czy choćby w pudełku z rodzinnymi zdjęciami odbijają się echem dawnych dni. Latający teatr Kantorowi z Rzeszowa, a w zasadzie z całej Polski w spektaklu „Anatomia zdarzeń. Kieszenie pełne wspomnień" przeniósł nas do lat dzieciństwa, do pobytów u babci i dziadka, do przedmiotów, pamiątek po przodkach. Ludzi już nie ma, a przedmioty pozostały i kojarzą nam się z tą osobą, z jakąś sytuacją, zdarzeniem, przywracając wspomnienia czasem miłe, czasem trudne, czasem nawet traumatyczne. A prawda o tych sytuacjach i ludziach czasem wzbudzi łzy, czasem uśmiech, a czasem po prostu wyzwoli z przekonań, które już nie są nasze, rozpuści ciężar dawnych lat i zdarzeń.

   Kolejne spektakle „ Ostatnie miłe wspomnienie" w wykonaniu Julii Lizurek z Krakowa i „The chairs" zagranych przez dwoje aktorów Kuza i Kozłowska z Łodzi przybliżył temat relacji partnerskich w różnych aspektach. Nie widziałam spektaklu „ Ostatnie miłe wspomnienie", ale temat zdrady, w wyniku której mąż zaraża się śmiertelną chorobą narażając też własną żonę, wydał mi się zbyt ciężki, aby się z nim zmierzyć. Za to spektakl „Krzesła" w taneczny, a nawet baletowy sposób ukazał całą prawdę ówczesnych relacji partnerskich, chociażby w ich początkowym okresie nawiązywania znajomości. Portale randkowe zdominowały obecnie tworzenie relacji, które są jak Fast Food - szybko, krótko, chwilowy zachwyt, potem unikanie, uciekanie, a czasem już na samym początku ujawniające całą masę iluzji i fałszu. Internet, media społecznościowe, Facebook, Instagram, Tik Tok stały się dla niektórych realnym obrazem rzeczywistego życia, wyglądu, przekonań, zainteresowań i sposobów jak Żyć? Do tego łatwy dostęp do stron pornograficznych wyznacza nowe trendy randkowe, szastanie intymnością, tworzenie własnych avatarów jako najlepszej wersji siebie sprawia, że zachwiane są wartości i cechy relacji jak: zaufanie, bezpieczeństwo, szacunek, intymność. W tym wszystkim nie ma miejsca na bliskość i tworzenie trwałej, satysfakcjonującej dla obu stron relacji. A w sieci krążą treści o zagrożeniach w postaci toksyczności, narcyzmu, ghostingu, simmeringu, gaslightingu, od tego wszystkiego, aż w głowie się kręci i widzimy tylko czerwone flagi oznaczające psychopatyczne, niedojrzałe emocjonalnie osoby. Jak tu nie zwariować i mieć odwagę z otwartością nawiązywać relacje? Wyjść z online do offline i realnie spotkać się z drugim człowiekiem jak sugerują artyści tego spektaklu.

   Ostatni spektakl „Stany mieszane" w wykonaniu Leny Witkowskiej i zespołu Rejs z Krakowa zaskoczył wykorzystaniem scenerii, przestrzeni, światła i dźwięku oraz niesamowitą kreacją, kreatywnością i głosem Leny. W formie koncertu na wielu instrumentach, w kilkunastu stylach muzycznych połączonego z niezwykłymi tekstami i aranżacją był fascynującym przeżyciem na zakończenie festiwalu.

   Czy było o sumieniu, w sumie nie, w sumie nie wiem?

Ten festiwal przeszedł już do historii, ale ciągle jeszcze wybrzmiewa w kuluarach, w rozmowach z innymi współoglądającymi widzami i widzkami, przed spektaklami i po wytworzył jeszcze takie właśnie relacje, pełne refleksji.   W kolejce do wejścia na spektakl, na krzesłach w oczekiwaniu na spektakl, w autobusie w drodze ze spektaklu. Wiecznie żywy teatr odbija się echem, pogłosem, emocjami, wrażeniami i pytaniami o człowieczeństwo.

Jeszcze sztuka nie zginęła, póki Wy tworzycie...

 

             Nieustająco zachwycona Teatralnym pociągiem do miasta - Joanna Kołodziejska




 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ