Jeszcze Polska nie zginęła
Do opisywania tak odważnych
spektakli potrzeba stalowego pióra i ciętego języka. Choć nie mam ani jednego,
ani drugiego, to jednak odnalazłam w tym półtoragodzinnym kolażu form i
pomysłów trochę okruchów dla siebie – kilka słów, które zapadły w pamięć,
monologów, które wbiły w krzesło i sprawiły, że cała sala na chwilę przestała
oddychać.
Dla mnie to była opowieść o
bezdomności i o poszukiwaniu domu – o tułaczej przeszłości wyrytej w sercu, o
losach narodu, który od wieków pomieszkiwał na całym świecie, ale nigdzie nie
osiadł na dłużej. To była opowieść o pragnieniu znalezienia miejsca, które
stanie się domem, do którego będzie można wracać. Opowieść o budowaniu własnego
miejsca w świecie. Opowieść o szukaniu własnej tożsamości w zlepku elementów,
które nie zawsze nam się podobają. Opowieść o akceptowaniu kultury, której
nauczyliśmy się wstydzić. Opowieść o godzeniu się z zaplamioną historią, o
wybaczaniu jej, o budowaniu na ruinach, o pamiętaniu.
Opowieść żydowska, ale rezonująca
wewnątrz każdego, kto znalazł się tego dnia na sali.
To było nowe i ryzykowne, i
momentami nieco zbyt śmiałe, ale może właśnie dzięki tej przeplatance cichych
monologów i rubasznych wywiadów łatwiej było wyłapać to, co naprawdę głębokie.
A przecież i w tych wywiadach, w tych piosenkach i okrzykach krył się niezbyt
subtelny komentarz do rzeczywistości, satyra o współczesnym świecie. Tyle tam
grało symboli, których nie dało się przeoczyć – od prezydenta i flagi po hymn odśpiewany
w jidysz. Znalazł się i komentarz do odwiecznych mechanizmów polityki –
obietnic raju na ziemi, a potem zamknięcia tego raju dla uprzywilejowanych,
powrotów do kodeksu Hammurabiego, do myślenia, że kto nie jest z nami, ten
przeciwko nam.
Cudownie zagrany, łączący w sobie
całe mnóstwo różnych form teatralnych, spektakl ten zaskoczył i sprowokował do
myślenia. Postawił pytania, które wcześniej baliśmy się sobie zadać.
Uświadomił, w ilu miejscach historia Polaków i Żydów się przecinała, ile razy
biegła razem po jednej cienkiej linii. I choć spektakl nadal wzbudza we mnie mieszane
uczucia, związane z przesunięciem pewnych granic sztuki i teatru, to jednak
zmusza do ciągłego zastanawiania się, dlaczego niektóre zabiegi poruszyły we
mnie jakieś struny, dlaczego wykrzywiły twarz, dlaczego sprowokowały rozmowy. A
to, bądź co bądź, należałoby traktować jako wyznacznik dobrej sztuki
poszukującej rozwiązań na miarę naszych czasów.
Komentarze
Prześlij komentarz