Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy (oni) żyją
A to Polska właśnie!’’- padło 124 lata temu ze scen jednego z krakowskich teatrów. Tym samym credo możnaby skwitować spektakl ,,Jeszcze Polska nie zginęła’’ Doroty Abbe i Michela Rubenfelda, którzy do Gdyni przyjechali nomen omen właśnie z miasta Wyspiańskiego. Na tym jednakże podobieństwa do narodowego dramatu się kończą, bo wizja przyszłości przedstawiona w festiwalowym przedstawieniu znacznie odbiega od tej przedstawionej w ,,Weselu’’.
Politycy to nic innego jak aktorzy sceny politycznej- ma w zwyczaju mawiać moja cyniczna strona osobowości. Okazuje się, że prawda nieco mniej w oczy kole, gdyż w omawianym przedstawieniu politykiem jest prawdziwy aktor, ulubieniec większości polskich widzów- Maciej Stuhr, który to rozochocony, z wypiekami na twarzy, uśmiecha się do widzów z ekranu i rozpoczyna spektakl swoim oratorskim przemówieniem jako (proszę powściągnąć zdziwienie) prezydent Rzeczpospolitej Żydowskiej.Po tym entuzjastycznym powitaniu na scenę wchodzą twórcy spektaklu, którzy po przyjacielsku przedstawiają się jako aktorzy oraz osoby narodowości żydowskiej.
To właśnie z duetem Doroty Abbe i Michaela Rubenfelda widzowie powezmą teatralną wędrówkę do (jak ma się okazać) Ziemi Obiecanej, która w myśl przysłowia ,,Cudze chwalicie, swego nie znacie’’ ma skonsolidować się właśnie na terenie polskich ziem po przemianie ich na żydowską republikę. Trójka aktorów (do duetu dołącza również po chwili rozśpiewana Maja Polka) zręcznie kokietuje widownię, prezentując zarówno aktorskie zdolności, jak i smykałkę do nawiązywania swobodnego dialogu na linii widz- aktor.
To właśnie angażująca, rozrywkowa forma być może przesądza o sukcesie przedstawienia, które, korzystając z zaplecza mnogich problemów społecznych współczesnego świata (celibat, homoseksualizm, i oczywiście antysemityzm) pokazuje, jak wąska jest granica między pożądaną tolerancją a jej zupełnym wypaczeniem i przedzierzgnięciem jej w kolejny rodzaj nienawiści ukierunkowanej na dawnych oprawców. Jednakże tyle na temat moralizującego aspektu, bo, choć nowa Rzeczpospolita Żydowska straszy gojtami (odpowiednik gett dla ,,gojów’’) oraz innego rodzaju opresjami dla osób innego wyznania niźli mojżeszowe, to jedna rzecz jest w niej uniwersalna. Mianowicie nie tylko amatorom tradycyjnych szmoncesów wyrwie się w trakcie spektaklu chichot, bowiem humorystyczna forma scenariusza sprawdzi się u każdego widza. Również swobodne interakcje z widownią, udział innych aktorów wyświetlających się na ekranie jak prezydent Maciej Stuhr, zaangażowanie widzów w fikcyjne głosowanie dotyczące zgody na legitymizację nowego państwa żydowskiego sprawiają, że naświetlenie problematyki rodzenia się wszelkich nacjonalizmów odbywa się w sposób bezpretensjonalny, a zarazem zostawiający trwały ślad w pamięci widza.
Choć nowa Republika proklamowana przez twórców okazuje się w podsumowaniu jedynie przestrogą przed represjonowaniem ofiar przez dawnych katów i gdyby istniała, nie należałaby do najbardziej liberalnych państw, to jedno może być w niej pewne- w jej teatrach widz zawsze znajdzie odprężenie, jeżeli będzie w nich dalej zaangażowana ta sama ekipa co 4 i 5 sierpnia w czasie jedenastej już edycji ,,Pociągu do miasta’’. Jeżeli nawet i skala oceniania w nowym kraju będzie obejmowała jedynie sześcioramienne gwiazdki, to i tak w skali od 1-10 postawię ich całkiem sporo z nadzieją, że odepchnę od siebie wszelkie oskarżenia o profanację narodowych symboli.
Komentarze
Prześlij komentarz