"Był potop? Był. Był Jezus? Był. Biblia jest świętą księgą napisaną przez Boga? Jest. Wszystko jasne? Jasne." - Recenzja spektaklu "Świadek"

Czy wychowanie w religii lub sekcie potrafi mocno wpłynąć na nasze postrzeganie świata oraz życie? Tak.

Czy jest możliwe, żeby zmieścić treść 20 lat trudnych przeżyć w 85 minutach, nie okrawając tego w żaden sposób z treści? Tym bardziej tak.

Czy lokówką można się ogolić? Niekoniecznie, ale to kwestia perspektywy.

        Pomimo wstępu z elementem absurdu, sztuka teatralna "Świadek" jest brutalnym i niezwykle obrazowym opisem przeżyć człowieka, który wyrwał się z radykalnego, zamkniętego środowiska Świadków Jehowy i szukał własnej tożsamości poza nim. Trwające, wspomniane już 85 minut, widowisko było, cóż... intensywne. Nie chodzi nawet o trudne opisy, gdzie wspominano o członkach zgromadzenia, którzy nie wytrzymywali sztywnego systemu reguł czy ciągłego utrzymywania wyidealizowanego wizerunku, nierzadko odbierając sobie życie. Podobnie, nie chodzi też o opisy nadużyć seksualnych, które często bywały "ubierane" w pozory rzekomo niewinnych zabaw. Dodatkowo, nie chodzi również o to, że scenariusz został oparty o książkę, będącą opisem faktycznych zdarzeń. Nie - intensywność w dużej mierze wynikała z ilości informacji, jakimi byliśmy bombardowani jako widzowie. Łącząc ten zabieg z samym faktem, jak nierzadko szokujące bywały to doświadczenia i przeżycia jednej osoby, pozwoliło to na głębokie zanurzenie się w umysł człowieka, któremu nie pozwala się na bycie sobą, a który to musi dostosowywać się do reguł i doktryn, które zostały mu właściwie narzucone.

       Oprócz intensywności w postaci treści, podobnie dodatkowych bodźców nieraz dodawały efekty audiowizualne towarzyszące opowiadanym historiom: głośna muzyka, zmieniające się obrazy na ścianie za aktorami, migające światła... Jakkolwiek może to brzmieć przerażająco, tak wpisywało się w historie dokładnie tak, jak trzeba, odzwierciedlając również momentami miejsce akcji danego wspomnienia.

         Na pewno w pamięć zapadło mi zakończenie, które traktuję trochę symbolicznie: główny bohater - nazwany przy narodzinach przez rodziców Łukaszem - jechał pociągiem przed siebie już jako Robert. Tak, celowo zmienił imię, aby jeszcze bardziej odciąć się od przeszłości i pochodzenia. Wracając jednak do meritum: jechał pociągiem, widział swoje odbicie w szybie. Wagonem zatrzęsło, policzek i skroń przylgnęła do szyby. Robert był wewnątrz wagonu, zaś Łukasz-odbicie - na zewnątrz. Jeśli pamięć mnie nie zawodzi - skład przejeżdżający z naprzeciwka symbolicznie "zabił" Łukasza-odbicie, cementując tym samym ciąg zmian i walki Roberta o swoją tożsamość. Osobiście, jako fan gatunku weird fiction doceniam takie detale i pomysły.

        Czy wybrałbym się znowu na ten spektakl, gdyby była okazja? Możliwe, chociaż podejrzewam, że musiałbym mieć na to odpowiedni nastrój. Co jednak istotniejsze, "Świadek" zapadł mi w pamięć przede wszystkim przez to, że sam zdążyłem zebrać niemałą ilość trudnych doświadczeń, zanim jeszcze przekroczyłem trzydziestkę. Pozwoliło to na większe zrozumienie tego, co przeżywał bohater, jednocześnie znajdując czasami dokładne odbicia własnych przeżyć lub analogicznych przypadków. Koniec końców - doświadczenie całości tego, trzymającego w ciągłym napięciu dzieła, dało wewnętrzne oczyszczenie, którego najwyraźniej potrzebowałem od długiego czasu.


Kacper "Katz" Jędrzejczak


fot. Krzysztof Winciorek


Spektakl "Świadek" Podziemna Scena Teatralna / Szczecin

Reżyseria i choreografia: Arkadiusz Buszko
Czas trwania: 60 minut

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ