“VERY SAD” okazało się very happy
Decydując się by wziąć udział jako widz w trakcie festiwalu “Pociąg do miasta” Teatru Gdynia Główna nie spodziewałam się wielkiego zaskoczenia. Chodzi mi tutaj o zaskoczenie pod względem wizualnym, jak i pod względem treści, po których spodziewałam się bardzo prostego i nieskomplikowanego podejścia do tematu “Artyst/k/a”. Jednakże doznałam pozytywnego zaskoczenia ze strony zarówno aktorek, jak i wyreżyserowania całego spektaklu.
Uwielbiam zwracać uwagę na kwestie reżyserskie spektaklu. Po ulotce festiwalu dowiedziałam się, że spektakl reżyserują te same osoby co również bedą go grać. Co już w jakiś sposób postawiło w mojej głowie pytania “W jaki sposób Patrycja Kowańska i Dominika Knapik podejdą do kwestii reżyserskiej?”, “W jaki sposób zbudują napięcie w niektórych scenach?”, “Jak rozmieszczą położenie scenografii na scenie?” i cały ogół tego w jaki sposób to zrealizują. Byłam pod wielkim wrażeniem. To co zauważyłam było niedopisania. Po spektaklach z festiwalu nigdy bym się nie spodziewała formy audiowizualnej i tylu form przekazu w piosenkach czy rozłożeniu scen. Chodzi mi tutaj o przeplatanie momentów dłuższych dodających mniej adrenaliny i euforii z momentami śmiechu czy niepokoju. Co po późniejszych spektaklach zrozumiałam jak ważną cząstką i cegiełką jest w budowaniu całej interakcji z widzami.
Przechodząc już w głąb samego wykonania pod względem gry aktorskiej to oceniłabym ją na “wystarczającą do formatu i spektaklu”. Opowieści o chorobach i dolegliwościach były oczywiście pokazane w sposób jaki przemawiał do ludzi, przede wszystkim był prawdziwy. Mogliśmy się utożsamić z bohaterkami również dzięki pomocy nagrań z ich rozmów online. Niestety pomimo cudnej dopasowanej gry aktorskiej, która była odpowiednia do tematu brakowało mi tutaj co ja uwielbiam najbardziej czyli, niekiedy karykaturalnej mimiki aktorskiej oraz gestykulacji, która jest w pełni przystosowana do postaci. Jednak wiem, że nie można mieć wszystkiego. Czasami moje ulubione zachowania i to co mi się podoba nie pasuje do wizji spektaklu. Dlatego mimo mojego kapryśnego gustu co do “aktorzenia” uważam moim skromnym okiem, że pod względem aktorskim spektakl był idealnie, nieprzesadnie wykonany.
Scenografia spektaklu była okrojona pod względem rekwizytów. Lecz to było na plus. W tym wypadku forma filmów i dźwięku była wystarczająca. Rozstawienie scenografii, która miała w sobie dwa biurka pomiędzy którymi wisiało białe płótno, na którym był ciągle wyświetlany obraz z projektora było bardzo inteligentnym rozwiązaniem. Widz nie patrzy się w jedno miejsce, ale musi ciągle obracać głowę i szukać osoby mówiącej czy ona będzie po prawej, po lewej czy może to film się zaczął. To było bardzo sprytne zastosowanie, ponieważ dzięki temu widz pozostaje skupiony i aktywnie bierze udział w spektaklu.
Zawsze, jak rozmawiam z kimś o sztuce to jednym z moich ulubionych tematów są kostiumy, które odgrywają ważną rolę dla widza, jak i aktora. Widzowi łatwiej jest zdefiniować postać jaką widzi, za to aktorowi jest o wiele łatwiej wcielić się w postać jaką gra. Kostiumy w jakie aktorki przebrały się po pierwszej scenie były klasyczne i miały wymyślne kolory (dzięki rajstopom). Co idealnie odzwierciedla zastosowanie klasycznych utworów oraz starego obrazu malarza z zestawieniem utworu z gatunku rap, nowoczesnego spojrzenia na temat i “sit-up”.
Mogłabym teraz zacząć pisać całą analizę utworu, ale nie chcę państwa zanudzać. Jeśli pragną państwo usłyszeć moje zdanie to z chęcią się rozpisze. Wystarczy dać znać. Myślę, że argument, który utwierdzi moje stanowisko w odbiorze spektaklu to, że pamiętam go ze szczegółami do teraz. Jak tylko pomyślę o niektórych wypowiedziach, czy śmiesznych scenach ze spektaklu to nie mogę zdjąć uśmiechu jaki pojawia się na mojej twarzy.
Podsumowując
uważam ten spektakl za idealny wybór by zaprezentować go na tym festiwalu.
Szczególnie, że zazwyczaj odbiorcy pragną przyjść na spektakl dla rozrywki i
zaznania sztuki. Ten miał dobór tego wszystkiego w odpowiednich proporcjach.
Widzowie mogli się zaśmiać, posłuchać muzyki klasycznej, przyjrzeć się sztuce
malarskiej oraz posłuchać historii, które przedstawiane w tak przystępny sposób
same wpadały do uszu. Coś niezwykłego, aż do teraz w głowie leci mi refren
piosenki z gatunku rap: “Nie stać mnie na kanałowe”. Myślę, że inni uczestnicy
tego wydarzenia również nie potrafią wyprzeć jej z pamięci. Moja ocena tego
spektaklu to 7/10 tak zazwyczaj opiniuje bardzo dobre spektakle.
Anna Szamotulska
Komentarze
Prześlij komentarz