"Satyrykom jest dziś bardzo trudno, bo życie przerosło kabaret" - recenzja spektaklu "Nasza racja"

   Zaczynając słowami Olafa Lubaszenki niniejszą recenzję, zatapiam się w myślach. Pogoda straszyła deszczem jak bocian studentki, kiedy przelatywał nad domem studenckim. Alternatywna lokalizacja dla dzisiejszego spektaklu - budynek dawnego Dworca Morskiego - okazała się być idealnym wyborem dla tego, co dzisiaj zobaczyłem. Lekkie, z dużym przymrużeniem oka, ale niepozbawione też i mroku. Ot, obcowanie z teatrem, który stara się jak najwierniej ukazywać realia życia, czasem może i w nieco bardziej krzywym zwierciadle niż zwykle. O co właściwie chodzi? Do rzeczy zatem...

        Sztuka "Nasza racja" to przedstawienie jednej aktorki, wcielającej się w wiele ról. Widowisko rodem z dawnych wodewili i kabaretów okresu międzywojennego. Piosenki satyryczne, piosenki poważne, pantomima, występy mistyków i wróżbitów, odrobina iluzji, fraszki, żarty i żarciki... Ogrom wrażeń i rozrywki estetyką rodem z czasów naszych prababć i pradziadków. Elementy absurdu i surrealizmu wysypujące się z kieszeni eleganckiego fraka wraz z garściami wyrzucanego konfetti. Ciężko jest mi jakkolwiek dobrze określić, co zobaczyłem. Jedyne, co się nasuwa: "Wspaniałe! Chcę to zobaczyć jeszcze raz".

        Od kiedy spotkałem się z nagraniami skeczy i scenek z kabaretu "Dudek", kabaretu "Szpak" czy też z "Piwnicy pod Baranami", zapałałem sympatią do ciepła oraz ciętego i inteligentnego humoru, jakimi emanowały wszelkie gagi kabaretów tworzonych przez aktorów teatralnych i filmowych z dawnych czasów. Do teraz zdarza się cytować charakterystyczne "Halo... Czy Kuba?" ze szmoncesu w wykonaniu Dziewońskiego i Michnikowskiego. Stąd też z przyjemnością oglądałem nawiązanie do starej sztuki tworzenia kabaretów, zaadaptowaną do naszych czasów. Oczywiście, niepozbawioną również adekwatnej galanterii, elegancji i przepychu, co tym bardziej uprzyjemniało odbiór.

        Jednakże, jako człowiek, który doświadczył mroku w życiu i zawarł z nim pokój, sporadycznie chadzając wspólnie od tamtego czasu na spacery i kawę - pomiędzy warstwami dowcipu dało wyczuć się właśnie ból i mrok. Najwyraźniej widoczne było to pod koniec, w jednym z kulminacyjnych momentów. Scenka załamania się człowieka i wylania rzeki frustracji, z jednoczesnymi próbami odsuwania odpowiedzialności za własne postępowanie czy niechęcią do pracy nad sobą i szukaniem rozwiązań pod choćby niewinnym zwrotem "taka już jestem" - to był właśnie przejaw mroku. Tego, co niektórzy z nas potrafią trzymać w sobie latami, nie mając nawet szczególnej świadomości, co to jest i dlaczego sprawia im problemy w życiu. Można powiedzieć - aczkolwiek w oderwaniu od przysłowia - że była to łyżka dziegciu w beczce miodu. Potrzebny element goryczy w całości satyrycznego przedstawienia. Co jak co, komedia również jest formą filozofii.

        Bo jak by nie patrzeć, tym jest komedia: to nasze bolączki, frustracje, gniew i smutki ujęte w formie, dzięki której możemy się z tego śmiać. Choć daleko mi do komika, a poczucie humoru miewam niemiłosiernie czarne i abstrakcyjne, nauczyłem się kiedyś, że prawdziwa komedia nie zna pojęcia świętości czy tabu. Aczkolwiek sztuką jest to, aby ukazywać rzeczy kontrowersyjne lub gardłowe w taki sposób, aby ktoś, kto powinien czuć się urażony lub wręcz obrażony, zaśmiał się razem z nami. Uważam, że udało się to w tym przypadku, zwłaszcza, że nie pozostawiono suchej nitki na żadnej z dominujących sympatii polityczno-społecznych. Uśmiechnąłem się zarówno przy skeczach obrażających zapuszkowanych i skąpanych we własnym sosie konserwatystów, jak i z liberałów, pozbawionych zdrowego rozsądku oraz granic, zwłaszcza tych odpowiedzialnych za dobry smak.

        Napomknąłem w pierwszym akapicie o lokalizacji: dawny budynek Dworca Morskiego, obecnie Muzeum Emigracji. Modernistyczna budowla z 1933 roku. Czemu idealne miejsce dla takiej sztuki? Właśnie przez fakt, z jakich czasów pochodzi i jaka wiąże się z nim historia. Przez ten olbrzymi gmach przewinęły się tysiące ludzi, którzy wyruszali w nieznane, aby szukać szczęścia za granicą, czasem nie mając nic lub ledwo jedną znoszoną walizkę. Pośród nich również i aktorzy, artyści czy producenci, o których nikt by w Polsce nie usłyszał, gdyby nie popłynęli za chlebem przez lodowate wody Atlantyku. Jak choćby bracia Warner, dzięki których wytwórni filmowej możemy cieszyć się wieloma dziełami srebrnego ekranu czy śpiewaczka operowa Ganna Walska.

        Podsumowując całość tego, co zobaczyłem: liczę na to, że będę mógł zobaczyć to jeszcze raz, tym razem na deskach Teatru Gdynia Główna. Owacje na stojąco od publiki otrzymane jak najbardziej zasłużenie. W moim osobistym rankingu "Nasza racja" plasuje się w gronie ulubionych spektakli, obok "Król Dawid Live" czy "Emigrantki".


Kacper "Katz" Jędrzejczak


fot. Krzysztof Winciorek

"Nasza Racja"
Tekst: Lena Witkowska, Anatol Stern, Aleksander Wat, Skorup, Adam Ziajski
Scenariusz i reżyseria: Lena Witkowska, Adam Ziajski
Obsada: Lena Witkowska
Scena Robocza / Poznań

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ