Przerwa w wieczności, czyli recenzja ,,Wiecznej komedii’’ w reżyserii Grzegorza Kujawińskiego

    Na zamknięcie dziesiątej, jubileuszowej edycji festiwalu ,,Pociąg do miasta’’ Teatr Gdynia Główna przygotował spektakl o tytule zgoła pokrzepiającym dla widzów zasmuconych kończącym się wydarzeniem- komedia w wykonaniu lokalnego teatru miała być tą trwającą wiecznie. Czy jednak w przypadku opisywanego spektaklu nie podziałało znamienne dla komediopisarzy qui pro quo, które splotem niefortunnych okoliczności posadziło widza na zupełnie innej sztuce? I to niestety na takiej, w której niewiele było do śmiechu. 

    11 sierpnia pociąg z nazwy festiwalu spełnił swoją rolę, zawożąc widza w samo serce miasta, a mianowicie w przestrzeń znanej i lubianej wśród gdynian Hali Targowej. Pomysł ten okazał się być niezwykle udany, a po zamknięciu wszystkich kramów przestronna przestrzeń wiekowej Hali okazała się być na tyle łaskawa, by pokazać swoją zwiewniejszą, bardziej poetycką stronę. 

Wyobraźni na straganie niestety zakupić nie można, ale wystarczyła jej jedynie szczypta, by docenić dowcipny sznyt scenografii, z której to na pierwszy plan wysuwały się dwa, podniszczone manekiny rodem z epoki PRL-u. Korespondowały one zarówno z nietuzinkową przestrzenią teatralną, jak i stanowiły zabawny substytut dla proporcjonalnych greckich figur, które znał ze swoich czasów Arystofanes (dramatopisarz, którego tekst zaczyna i kończy przedstawienie). W toku wydarzeń również i inne elementy, takie jak styropianowe głowy czy balie do robienia prania, znajdują swoje zastosowanie, jednocześnie wpasowując się w przestrzeń gdyńskiej hali. 

    Sam spektakl zaś zaczyna się niewinnie- w nastrojowym półmroku, na scenę zaczynają jedna po drugiej schodzić się aktorki wspomagane frywolną strofą ateńskiego komediopisarza. Kwestia po kwestii dowiadujemy się, oto widzimy starożytne Greczynki knujące spisek przeciwko patriarchalnym, męskim rządom. Jednakże, niepokój budzi fakt, iż bohaterki zdają się chcieć wprowadzić lekkomyślny, komunistyczny ustrój. Towarzysze w postaci widzów również nie potrafią pomóc; ich frustrację zdaje się budzić archaiczny dowcip, który nie staje na wysokości oczekiwań współczesnego odbiorcy. 

    Stan monotonnego zawieszenia nie trwa jednak długo, gdyż szybko następuje moment złamania tzw.,, czwartej ściany’’. Solą w oku Małgorzaty Polakowskiej, która to jako pierwsza nie godzi się na kontynuację odgrywania antycznego tekstu, jest widoczne w dramacie lekceważące podejście do kobiet i naśmiewanie się z nich jako niezdolnych do objęcia decyzyjnych funkcji. I w istocie humor w odgrywanej komedii jest raczej przedawniony i szowinistyczny, toteż widz cieszy się z faktu, iż spektakl zszedł na niespodziewane tory i nabrał tempa współczesnego teatru nastawionego na interakcje i angażowanie widza w opowiadaną historię. Niestety dalsza część spektaklu, w której to aktorki wcielają się w same siebie i stawiają na spontaniczną interakcję z odbiorcą, nie staje na wysokości zadania. Jakkolwiek szybko poznajemy cel twórców, jakim jest przedstawienie perspektywy kobiet żyjących w trudnym świecie niesprzyjającego społeczeństwa i polityki, tak jednak forma, w jakiej go realizują, rozczarowuje. Dalsza część spektaklu opiera się mianowicie na różnorakich aluzjach społeczno-politycznych i rzucanych luźno refleksjach o nierównym traktowaniu kobiet, które raczej każdy gdzieś już zasłyszał na długo przed tym, jak zasiadł się 11 sierpnia w teatralnym fotelu. Również i wyświetlane z projektorów na suficie oburzające uwagi kierowane pod adresem płci pięknej zdają się nie być spotykane w dzisiejszych czasach, zaś rozpamiętywanie słów, z którymi mierzyły się sufrażystki dopiero co zrzucające z siebie gorset, zdaje się nie być zadowalającym podjęciem się tego trudnego tematu. Ciężkie do zrozumienia są dla mnie również przeplatające się na przestrzeni spektaklu nawiązania do współczesnych wydarzeń, takich jak strajki kobiet z 2020 czy druzgoczące pytanie jednego z polskich polityków o możliwość zgwałcenia prostytutki. Chwytanie się tych minionych wydarzeń jako stanowiących ilustrację do motta spektaklu, nie wydaje się być dobrym pomysłem. Skupianie się na przeszłości i pozwalanie, by parszywi politycy dalej byli generatorem silnych, negatywnych emocji, nie jest właściwym kluczem do budowania lepszego jutra. Zaznaczam przy tym, że przedstawienie zaopatrzone jest w zlepek wielu różnych elementów, z których niektóre budzą zaciekawienie. Wszystkie eseje Rebekki Solnit, w których opisuje ona obrazy o feministycznym wydźwięku, są przełożone na język teatru z zadowalającym skutkiem. Niestety, między poszczególnymi częściami spektaklu brak jest spoiwa, które łączyłoby jego fragmentaryczność w spójną całość. Dopiero na końcu widz może spodziewać się ,,klamry’’, która stanowi odniesienie do początku sztuki. 

    Jeżeli zaś chodzi o grę aktorską, wśród czwórki artystek prym zdecydowanie wiedzie Małgorzata Polakowska. Choć dowcipy w spektaklu wyróżniają się raczej wątpliwą wartością komediową, aktorce nie można odmówić potencjału, jeżeli chodzi o zacięcie vis comica. Natomiast reszta odtwórczyń (Anna Bochnak-Fryc, Krzysztofa GomółkaPawlicka, Marta Jaszewska) zdaje się nie dostosowywać swojej nieco teatralnej gry do luźnego charakteru przedstawienia. Ich stylizowane na spontaniczne przemyślenia są wypowiadane tym samym tonem, co archaiczne strofy starożytnego dramatopisarza. Ta dysproporcja rzuca się widzowi w oczy. 

    Podsumowując, mimo iż tytuł wskazuje nam na spektakl o lekkim, rozrywkowym zabarwieniu, muza Talia raczej nie zaliczyłaby go do emblematycznego reprezentanta swojej kategorii. Poruszona tematyka jest ciężka, ale niestety ku rozczarowaniu widza, upada pod swoim własnym ciężarem, niezgrabnie próbując stworzyć refleksję o społecznym zabarwieniu. Cóż, widzowi pozostaje jedynie wcielić się w Milana Kunderę i cieszyć się, że komedia nie była wieczna i zadowolić się nieznośną lekkością bytu. Niestety nieznośną i nie zawsze lekkością, ale człowiek pociesza się jak może. Również pociechę stanowić może fakt, że następny ,,Pociąg do miasta’’ już za rok i zabierze, jak żaden inny pociąg (bo bez biletu) w inne, ciekawe miejsca.

Alicja Klimek


"Wieczna Komedia"
inspirowana komediami Arystofanesa oraz esejami Rebekki Solnit
Reżyseria: Grzegorz Kujawiński
Obsada: Anna Bochnak - Fryc, Krzysztofa Gomółka - Pawlicka, Marta Jaszewska,
Małgorzata Polakowska
Teatr Gdynia Główna



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

NABÓR SPEKTAKLI. XI edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego "Pociąg do Miasta" - Stacja Relacje