Problemy świata w kabaretowym wydaniu. Recenzja spektaklu „Nasza Racja” teatru Scena Robocza.

    „Pociąg do Miasta” po raz dziesiąty zajechał do Gdyni, tym razem na „Stację Artyst/k/a”. Po raz wtóry sztuka wyszła na ulice i zaprosiła ludzi do interakcji. Jedną z zaoferowanych nam propozycji był spektakl „Nasza racja” teatru Scena Robocza z Poznania. Miał być spektakl, a dostaliśmy festiwal – była iluzja, był śpiew, był taniec, cały wachlarz postaci i talentów zaprezentowany przez Lenę Witkowską, a wszystko o tematach ważnych.

    „Nasza racja” to spektakl czerpiący z kabaretu lat 20., dostajemy czerwoną kurtynę, białe rękawiczki i bezpardonowy humor niebojący się krytyki, wszystko piękne objęte teatrem absurdu. Za scenariusz i reżyserię odpowiadali Lena Witkowska i Adam Ziajski, a tekst napisali wraz z Anatolem Sternem, Aleksandrem Wattem i Skorupem. Każde zdanie jest niewątpliwie dobrze przemyślane. Niestety, całokształt okazał się, na tym występie, nie do końca słyszalny… Bowiem najbardziej niefortunnym aspektem spektaklu okazała się… pogoda. Straszące deszczem prognozy zmusiły do przeniesienia spektaklu z pierwotnej lokalizacji (dziedziniec szkolny, ul. Chwaszczyńskiej 26) do Muzeum Emigracji. Budynek wyjątkowy na historycznej mapie Gdyni, niemniej jego hol nie jest przystosowany do goszczenia w sobie teatru. Zamiast deszczu zmorą okazał się pogłos. Pomimo donośnego głosu aktorki, widownia nie była w stanie zrozumieć całości tekstu… 

    Przyznać trzeba, że pogłos dodatkowo utrudnił Lenie Witkowskiej niełatwe zadanie zjednania sobie publiki. Jedną z pierwszych postaci nam zaprezentowanych był ni to clown, ni to ptak, z mandarynką. Scena, która w swoim absurdzie miała zdobyć sympatię widzów, wywołała pojedyncze śmiechy. Jednak niestrudzona aktorka już za drugim podejściem, w innej scenie z tygrysem i mandarynką, zdobyła publikę, która nie hamowała już śmiechu. 

    Interakcja z publiką była kluczowa w „Naszej racji”, aktorka musiała wciągnąć oglądając w kreowany na scenie świat. W pewnym stopniu pomagała w tym scenografia. Oprócz kabaretowej sceny, na widowni znajdowało się parę okrągłych stolików, imitując atmosferę małego klubu. Stoliki i dalej ustawione ławki pokryte były czerwonym futerkiem. Właśnie ono stało się przedmiotem bardzo ważnej sceny czochrania. Bohaterka zachęca widownię do czochrania futerka, aby wytworzyć energię, która pozwoli jej spojrzeć w przyszłość. Niczym wieszcz w transie, z przysłoniętymi oczami cekinowymi okularami, niczym do oglądania wirtualnej rzeczywistości, odkrywa, jaka wizja świata nas czeka. Wizja kreowana razem z nami, widzami. Padały pytania „czy jest woda”, „czy istnieją kraje”. Lena Witkowska sprawnie kreowała obraz, słuchając odpowiedzi z publiki. Jednak pomimo nawiązanej dobrej relacji z widownią, niektóre pytania pozostawały bez głośnej odpowiedzi. Nikt odważnie nie wyraził swojej racji na pytanie „czy aborcja jest legalna?”. Ten i bardzo wiele podobnych zabiegów zmuszało nas, widzów, do zastanowienia się nad swoją racją i jak głośno bylibyśmy w stanie jej bronić. 

    Spektakl sprawnie lawiruje w obecnie popularnych tematach. Mamy między innymi scenę jogi. Nie jest ona spokojna i relaksująca. Bohaterka wykonuje wszystkie pozy nieustannie mówiąc. Bezsilnie próbuje rozwiązać mętlik w głowie, który symbolizuje ubrany przez nią ogromny turban. W innej scenie przedstawiany nam jest „alfabet europejski” w dwóch wydaniach. Pierwszy przedstawia to z czego Europa jest dumna, a drugi z czym ma problemy. Szczególne wrażenie wywiera również scena o numerologii. Lena Witkowska wciela się we wróżkę, która na podstawie dat wylicza jakim „numerem jest ciało” widza. Ta komediowa scena staje się piosenką, o tym co oznaczają wszystkie numery. Bardzo płynnie bohaterka przechodzi jednak do sedna. Ze stojących na stolikach pudełek z chusteczkami wyciąga jedną za drugą, opisując śpiewem stereotypy za stereotypem – „jak Arab to terrorysta, jak Polak to złodziej”. Cała scena pokazuje jak krzywdząco klasyfikujemy ludzi. Robimy to z taką łatwością jak wyciągnięcie chusteczki z pudełka, jakby wszystko było czarno-białe i proste. 

    Nie sposób nie wspomnieć o bardzo dobrej realizacji świateł. Bardzo często reflektory w punkt zgrywały się z ruchami aktorki i muzyką. Ta druga pełniła szczególną rolę w spektaklu. Lena Witkowska często raczyła nas swoim głosem. Szczególnie poruszająca okazała się ostatnia piosenka, w której aktorka stanęła przed nami bez wymyślnych strojów, cekinów i makijażu. Prostota tego wykonania, tak mocno kontrastująca z całokształtem kabaretu, wywarła mocne wrażenie. 

    Mamy śmiech, mamy kabaret, ale w tym wszystkim ukryte jest dużo więcej. Jedna z postaci pyta nas „czy czujemy potrzebę zmiany”, a jeśli tak to okazać ją mamy ruchem palca w bucie. Parę scen później zza czerwonej kurtyny, niewiele nad ziemią, pojawia się ręka w białej rękawiczce i nieśmiałym głosem przemawia do publiki. Ponownie pojawia się przestrzeń dla oglądających by zabrać głos, wyrazić się, dołączyć do „potrzeby zmiany”. Nikt odważnie nie odpowiada. Czyżby nikt nie ruszył placem w bucie? Nikt nie chce zmian? Nikt nie chce przedstawić swoich racji? A kto tutaj ma rację? Aktorzy, reżyserzy, widownia? Nikt nie ma racji? 

       Oto pytania, z którymi zostawia nas „Nasza racja”.

Norbert Borski


 
fot. Krzysztof Winciorek


"Nasza Racja"
Tekst: Lena Witkowska, Anatol Stern, Aleksander Wat, Skorup, Adam Ziajski
Scenariusz i reżyseria: Lena Witkowska, Adam Ziajski
Obsada: Lena Witkowska
Scena Robocza / Poznań

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ