Peciki, "kiepieski", półgodzinne spóźnienie i... ciekawe opowieści - recenzja spektaklu "O czynach niszczących opowieść"

 

 Cytując fragment "Rapowego ziarna" Abradaba: "Druga zwrotka, bo zawsze chciałem zacząć od środka". I oto jestem - drugi spektakl trwającego od poniedziałku Festiwalu. Moje ukochane doroczne misteria, wyznaczające pewien moment w roku i pozwalające zachować rytm życia. Dodające nowych przemyśleń, odrywające od pędu codzienności, przyciągające turystów do miasta bardziej niż Gdynia już przyciąga swoim charakterem i położeniem w trakcie trwania sezonu letniego...

         Oto pędziłem spóźniony na dzisiejszy spektakl, nieco zły na siebie, że tradycyjnie i modnie spóźnię się na co najmniej jedną sztukę, jak co roku. Już kląłem i biadoliłem na siebie w myślach, że stracę tyle z treści, że kompletnie nie zrozumiem, o co chodzi. I w sumie... sam do końca nie wiem, co właściwie zobaczyłem. Ale do rzeczy.

        "O czynach niszczących opowieść" to dzieło Teatru Komuna z Warszawy. Na pierwszy rzut mózgiem - przywołując powiedzenie mojego wykładowcy logiki - uprzedzenia związane ze słowem "komuna" nakazywały na wstępie spodziewać się kolejnego "oświeconego" i "progresywnego-że-aż-strach" gniota. To był mój błąd. I cieszy mnie to, że się pomyliłem. Natrafiłem na intrygującą historię o snuciu historii i opowieści. Para kowbojek, dzieląca się przeżyciami oraz doświadczeniami. Początkowo, przybrane pseudonimy "Pecik" oraz "Kiep" wprowadzały brak zrozumienia. Ot, kryptonimy ukrywające głębszy sens. A sens ten był prosty: zmęczenie, cierpienie, ból, wypalenie, przeładowanie informacjami i bodźcami - życie aktorów, którzy nie pojawiają się raczej na pierwszych stronach gazet. Zresztą, nie oszukujmy się, że Ci będący na szczycie, na ustach wielu i oglądani oczami pełnymi uwielbienia na ekranach kin, telewizorów czy deskach teatrów - że oni również nie przeżywają osobistych dramatów. To w końcu też ludzie.

         Po raz kolejny trafiłem na coś, za co uwielbiam Teatr Gdynia Główna i spektakle offowe - trudne aspekty psychologiczne, nie zawsze podawane w strawnej formie dla każdego. W ciągu zaledwie godziny (z około 90-miutowego spektaklu) zdążyłem zobaczyć elementy wzajemnej terapii dwóch osób z bliznami na duszach; walkę o ważnego dla kogoś człowieka, którego osobowość zanikała lub zmieniała się diametralnie w przypływie maligny i zmian w psychice pod wpływem zaburzeń; erotyzm w formie, która nie odpychała, a wręcz w dziwny sposób zachwycała, przywodząc z pamięci własne wspomnienia; momenty zejścia mnie, obserwatora, wgłąb siebie, aby zastanowić się czy to, co obserwuje faktycznie powinno mnie w jakiś sposób obrzydzać lub szokować. Zdążyłem także zachwycić się faktem, że usłyszałem dźwięki thereminu na żywo. Podobnie wywarło wrażenie użycie samochodu osobowego jako elementu scenerii oraz rekwizytu, korzystając z faktu, że dzieło przedstawiano właśnie w plenerze.

        Chociaż temat utworu niekoniecznie dotarł do mnie wprost czy pomiędzy wierszami, spowodował jednak to, co powinna powodować sztuka w dowolnej postaci: poczucie obcowania z pięknem, spojrzenie wgłąb siebie, refleksję, a także po prostu formę oczyszczenia i wzrostu. Coś, za co zawsze szanowałem sztukę i czego nieraz brakuje mi w bardziej wymyślnych, postmodernistycznych i nowoczesnych jej formach. Z przyjemnością jako pierwszy wołałbym: "Przywróćcie piękno do sztuki". Ale co zrobi jeden głos wobec dyktatu współczesnej narracji, że sztuka nie ma wyrażać piękna, a zamysł artysty.

          Trudno jest cokolwiek więcej napisać spóźnialskiemu. Podobnie zresztą postać Kiepa stwierdziła, że "nie szanuje osób spóźniających się, bo nie można im wierzyć na słowo". Stąd też, zamiast całej recenzji, mogę opublikować jedynie te oto dwie trzecie. A czy można uwierzyć mi na słowo? Cóż, na pewno w to, że jest to interesujący tytuł, który na pewno warto obejrzeć.


Kacper "Katz" Jędrzejczak


fot. Krzysztof Winciorek


"O czynach niszczących opowieść"

Na scenie: Magda Dubrowska & Alex Freiheit
Muzyka: SIKSA, Konstanty Usenko, Magda Dubrowska
Choreografia: Anna Steller
Kostiumy: Martyna Konieczny / no_przesada
Scenografia: Tomasz Armada
Teatr Komuna Warszawa

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ