“O CZYNACH NISZCZĄCYCH OPOWIEŚĆ”, które zniszczyły wizję napisaną

    Przychodząc na drugi spektakl z serii siedmio dniowego maratonu kultury spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Spektakl “VERY SAD” postawił chyba za wysoką poprzeczkę, lecz już dokładniej o co mi chodzi określę poniżej.

            Z opisu spektaklu nastawiałam się na przeżycia wizualne, jak i aktorskie. Temat o kowbojkach jest czymś co ma ogromny potencjał. Niestety sposób realizacji sprawiał, że stało się to momentami po prostu nudne. W tej recenzji nie mam tylko do opowiedzenia złych mankamentów, które mi się nie spodobały. Ten spektakl ma w sobie wiele dobrych rozwiązań technicznych i ciekawych momentów. Problem w tym, że przychodząc na jakikolwiek spektakl nie liczę tylko na to by zobaczyć zastosowania techniczne scenografii, doboru muzyki i świateł do danych scen, ale jednak pragnę ujrzeć ciekawą historię i grę aktorską, która mnie poruszy, wypełni od środka oraz sprawi, że poczuje się szczęśliwa, a może nawet nakłoni mnie do większej refleksji. W tym wypadku po zakończeniu spektaklu czułam ogromne wybrakowanie i niedosyt w złym tego słowa znaczeniu. Może teraz napiszę to w za mocnych słowach, ale czułam się jakby ktoś mnie oszukał na spektakle albo trafiłabym pod zły adres.

Zawsze w moich recenzjach zaczynam od reżyserii. W tym wypadku nie jestem pewna co napisać. Nie wiem w jakim stopniu reżyser lub reżyserka miała wpływ na sam przebieg spektaklu i tego co się w nim dzieje. Lecz myślę, że można było w jakiś sposób inaczej to poprowadzić. Było parę ciekawych momentów. Scena z muzyką zawsze jest ciekawa, szczególnie scena z wejściem jednej bohaterki na maskę auta i zaczęcie gry na instrumencie. Niestety, jak początek spektaklu wszystkich zaciekawił to później była tendencja spadkowa i nawet scena z grą na instrumencie i śpiewem nie podniosła energii widowni na tyle by w jakiś sposób wrócić spektakl na dobre tory i zaciekawić widzów.

Patrząc na aktorki to nie były one złe w swoim kunszcie. Raczej tutaj będzie chodziło mi o podejście do roli i tematu. Zagranie kowbojek wymaga luzu, obojętności i wcielenia się w postać, ale tutaj ta obojętność była wyjątkowo przesadzona. Nie czułam w żadnym momencie emocji ani chęci zareagowania na bieżące wiadomości jakie wydarzały się w fabule spektaklu. Przez większość czasu te rozmowy dłużyły się i stawały nudne. Mimo iż wystarczyłaby zmiana intonacji i sposobu gestykulacji czy w jakiś sposób użycia przestrzeni by sprawić nowe podejście do tematu dla widza. Z tego co mnie zachwyciło i co chciałabym docenić tutaj to na pewno jest to wcielanie się w zwierzę przez aktorki. W tym wypadku konie. Wymagało to bardzo dużo pracy, gestykulacji i odnalezienia w ciele drogi aby w zacny i prawdziwy sposób ukazać zachowanie tego zwierzęcia. Pamiętam tę scenę bardzo dokładnie z detalami i wiem, że zrobiła ona na mnie duże wrażenie.

Przechodząc do scenografii to nie ma tutaj dużo do powiedzenia, ponieważ było jej mało. Pojawiło się auto, instrumenty i  to tyle co naprawdę było wykorzystywane. To ciekawe bo skoro mamy tak mało scenografii to perfekcyjnym zastosowaniem byłaby zabawa ruchem scenicznym. Było zastosowane przechodzenie z miejsca na miejsce, ale przy tak dużej ilości tekstu to nie wystarczyło. Tak samo scena z biegiem aktorek po okręgu  nie zadziałała w wystarczający sposób. Przydałoby tutaj się dobrać bardziej energiczną muzykę country, która pasuje do atmosfery spektaklu, i ułożyć ruch sceniczny albo taniec, który byłby bardzo dynamiczny. Wtedy na pewno by to obudziło widownię pomiędzy scenami z wypowiedziami bohaterek.

Techniczne aspekty spektaklu, jak światła czy muzyka były bardzo dobrze dobrane do danych scen. Pozwolę sobie na stwierdzenie, że to tak naprawdę dzięki muzyce widzowie zostali wprowadzeni w świat kowboi, dzikich koni etc.

W tym przypadku zdecyduje się też na wyrażenie swojej opinii w analizie spektaklu, ponieważ warto o tym wspomnieć. Moim zdaniem ten spektakl miał zdecydowanie za dużo włożonych mądrości życiowych w sobie. Przez co jednocześnie mówił o wszystkim i o niczym. Dwa razy ciężej było zrozumieć o co chodziło. W pewnym momencie sam z siebie widz przestawał się angażować w opowieść i skupiał się tylko na tym co widzi niżeli na tym co słyszy. Co było bardzo niekorzystne. Widząc po twarzach innych osób na widowni można było wywnioskować podobne reakcje.

Podsumowując spektakl miał ciekawe podejście do głównego tematu festiwalu. Niestety w pewnym momencie wizja wysypała się i zdobywała coraz więcej negatywnych aspektów. Gra aktorska była tutaj wyjątkowo specyficzna i mało porywcza oraz nie aktywująca widza. Jednocześnie zachwycająco dobre wcielenie się w konie. Świetny dobór świateł do sceny oraz wielkie brawa za odwagę podczas użycia auta jako rekwizytu. Mimo iż spodziewałam się bardziej dynamicznego spektaklu to nie uważam przyjście na ten występ jako stratę czasu. Wręcz przeciwnie czasem potrzeba nam wolniejszego spektaklu, który doda nam mniej adrenaliny i zmniejszoną dawkę walorów komediowych. Dlatego pozwolę sobie ocenić ten spektakl na 4/10, czyli z zastosowaniem matematyki 2/5 . Warto pamiętać, że chociaż do mnie ten spektakl nie dotarł i znalazłam w moim uznaniu więcej minusów niż plusów to na pewno nie każdy tak uważa. Jestem przekonana, że w tłumie widzów znajdzie się osoba do której ten spektakl przemówił. JA nie jestem WSZYSCY. 


Anna Szamotulska


fot. Krzysztof Winciorek


"O czynach niszczących opowieść"

Na scenie: Magda Dubrowska & Alex Freiheit
Muzyka: SIKSA, Konstanty Usenko, Magda Dubrowska
Choreografia: Anna Steller
Kostiumy: Martyna Konieczny / no_przesada
Scenografia: Tomasz Armada
Teatr Komuna Warszawa

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ