"Do zrozumienia sztuki wymagane jest posiadanie mózgu" - fragment spektaklu

Po raz ósmy zawitał do Gdyni teatralny festiwal "Pociąg do miasta". Jak zawsze w tym wypadku - mamy przyjemność oglądać przedstawienia w nietypowych, czasem ukrytych i malowniczych, a czasem też dobrze znanych częściach miasta, które nabierają nowego charakteru, wydobytego drobnym przearanżowaniem lub ubogaceniem przestrzeni.

            Jedną z pierwszych sztuk, których zdarzyło się doświadczyć w ramach wydarzenia, jest "Mury krzyczą albo Uliczna Śpiewka" - osnute oparami taniej gorzały przedstawienie realiów współczesnego życia blokowisk, przemieszania warstw społecznych oraz ich wzajemnych interakcji między sobą.

Rozmowy bohaterów regularnie przeplatane były piosenkami związanymi tematycznie z poruszanymi problemami społecznymi oraz będące wariacjami na temat napisów na murach, które to stanowiły główne tło i inspirację dla niniejszej sztuki. Wszystko to dodatkowo zwizualizowane zdjęciami sentencji anonimowych autorów, które zapisali na przygodnie znajdującym się murze. Zdjęcia te wyświetlane były na powierzchni planszy pokrytej farbą świecącą w ciemności, która również była wykorzystana przez aktorów do wypisania niektórych z haseł przy użyciu latarek.

Jednym z pytań stawianych przez dzieło stanowiło omawianie granicy między sztuką w przestrzeni publicznej a aktem wandalizmu, kiedy patrzymy choćby na graficiarskie tagi na zabytkowej, ale podniszczonej kamienicy, przykładowo. Uświadomienie sobie tego szczegółu przypomniało mi o tym, aby rozejrzeć się przy okazji za muralami, które zdobią okoliczne budynki niedaleko miejsca, w którym zorganizowano scenę.

Zgodnie z zamysłem festiwalu, wybrano miejsce stosunkowo powszechnie znane mieszkańcom, a padło tym razem na plac przed klubem muzycznym „Ucho", położonym niedaleko jednej z bram stoczni. Jedna ze ścian surowego, industrialnego budynku, razem z otaczającym płotem i podświetlonym feerią kolorów, niedziałającym kominem w tle – dała przypomnienie, w jakie miejsce się przenosimy: szare, zapuszczone ulice, betonowe korytarze i labirynty smutnego miasta. Rozświetlenie kolorami miało służyć jednak choćby minimalnemu ociepleniu całości. Tyle w kwestii rzeczy pozytywnych i neutralnych...       

            Zdarzyło się zwrócić uwagę na elementy kontrowersji, które wydają się tanimi chwytami, powodując odpychające wrażenie. Jeżeli jednak ktoś, kto jest w stanie przełknąć niesmak - otrzyma przekaz warty zastanowienia się. Przynajmniej w teorii... Ponieważ słuchanie o poruszanej problematyce przez kogoś, kto wychował się na blokowiskach - nie jest niczym nadzwyczajnym. Możliwe, że był to rodzaj sztuki, którego docelowym odbiorcą nie jestem w pełni? Kto wie?

Miłym akcentem była jednak możliwość obejrzenia szarej rzeczywistości w krzywym zwierciadle, dzięki czemu można było znaleźć jakiś element poprawiający humor.

 

„Katz"

---

fot. Krzysztof Winciorek


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szczegółowy program Festiwalu

„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)

SKRAWKI MIEJSKIE – ANATOMIA ZDARZEŃ. KIESZENIE PEŁNE WSPOMNIEŃ