Game is not over... yet. Zofia Majsterek


- Mamy ibuprom? - rzucił, unosząc lekko brwi. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale nie miał jak na nie odpowiedzieć. Siedział z nosem w kartkach. 

- A czy to nie ty powinieneś wiedzieć lepiej, co masz w domu? - Uśmiechnął się. Absurdalność tej sytuacji polegała na tym, że chyba rzeczywiście wiedziałam lepiej. Po chwili chłopak popijał już tabletki wodą.

- Jak boli cię głowa, to polecam sen. Jest na pewno bardziej racjonalny niż siedzenie z tym do późnej nocy.

Zadowolona, że utrzymał w końcu ciężar mojego spojrzenia, uniosłam kącik ust. Przeciągnął się mrucząc jednocześnie, że chyba mam rację. Odrzucił głowę do tyłu i w takiej niecodziennej pozycji ponownie zaszczycił mnie swoim zmęczonym spojrzeniem.

- Jutro naprawdę chciałbym...- urwał.

Oboje odwróciliśmy się w kierunku drzwi. Jest już naprawdę późno. Kto mógłby pukać o godzinie... Już prawie trzeciej, pomyślałam, zerkając jeszcze kilka razy na zegarek. Może coś się stało? A może to zwykłe żarty? Zrobiło mi się gorąco. Skinęłam na Willa, a ten sięgnął po leżący na stole scyzoryk. Nie wyglądał już na zmęczonego. Podszedł do drzwi. Zaczepił przytwierdzony do nich łańcuszek i powoli je uchylił.

Jego oczom ukazała się niecodzienna scena.

Pierwszym, co zaskoczyło Willa, był fakt, że przybysz był dziewczyną. Bardzo drobną i bosą dziewczyną. W głębi ducha poczuł ulgę, że nie przyszło mu się konfrontować z kimś o większych gabarytach. Nie wyglądała groźnie, pomimo swoich długich czarnych włosów zasłaniających bladą twarz i dość nietypowego stroju. Uśpiony niewinnością prezencji dziewczyny, chłopak wysunął się zza drzwi, by móc przyjrzeć się jej dokładniej. Zielonkawa tunika, przepasana skórzanym pasem, lepiła się do jej ciała. Dopiero teraz chłopak zauważył, że pada. Zaraz po zlustrowaniu jej odzieży pod kątem ewentualnego zagrożenia, stwierdził, że jednak może być niebezpieczna. Obrócił nerwowo w dłoni swoją prymitywną broń. Dziewczyna była wyposażona w nóż. Całkiem spory... Wygląda profesjonalnie, pomyślał, nerwowo zastanawiając się co robić. Przybyszka wyręczyła go we wstępnych formułkach grzecznościowych.

- Vlada - rzuciła, wyciągając jednocześnie dłoń. Chłopak zmieszał się. Wyprzedziłam go, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

- Możemy ci jakoś pomóc? - Zapytałam z dozą niepewności, czy aby na pewno jesteśmy w stanie służyć jej czymkolwiek.

- Da. Szklanką wody i chwilą rozmowy - odpowiedziała z uśmiechem, jednak jej oczy nadal nie pozwalały mi jej zaufać.

- Jest trochę zimno... - zaczęła, jakby chcąc nas przekonać do wpuszczenia jej do domu. Wskazała na swoje bose stopy. Westchnęłam. Kompletnie nie wiedziałam co robić. W pobliżu tej dziewczyny czułam się niekomfortowo. Wpadłam na pomysł. Sięgnęłam po szklankę z wodą, którą miałam popić witaminy, ale nie zdążyłam. Wręczyłam jej naczynie. Zaraz po tym zdjęłam klapki i podałam je przez szparę w drzwiach.

- Chyba nie możemy ci już bardziej pomóc - stwierdziłam i sięgnęłam po klamkę z zamiarem zamknięcia drzwi. Vlada zareagowała błyskawicznie i uniemożliwiła mi wykonanie czynności, wtykając stopę pomiędzy drzwi a framugę, nadal trzymając moje klapki i szklankę w dłoniach. Gdybym się nie zawahała, miałaby już zmiażdżoną stopę, pomyślałam.

- Jeszcze chciałam porozmawiać - powiedziała chłodno. Dopiero teraz dotarł do mnie jej rosyjski akcent. Will jakby wyczuwając, że nie wiem, co robić, przejął rzeczowym tonem rozmowę.

- Jeśli chcesz rozmawiać, musisz oddać mi broń - Zachłysnęłam się, biorąc za szybko wdech. Postąpiłabym kompletnie inaczej z wiedzą, że jest uzbrojona. Pozwoliłam Willowi przejąć pałeczkę, ale z każdą chwilą coraz bardziej tego żałowałam. O dziwo, dziewczynie tak bardzo zależało na rozmowie, że zgodziła się na jego warunek. Pospiesznie oddała mojemu towarzyszowi nóż. Podał mi go i skinieniem pokazał, że panuje nad sytuacją. Wpuścił dziewczynę do domu, a ja w tym czasie w drżących rękach dzierżyłam coś, co na pewno nie służyło do krojenia chleba. Vlada usiadła w fotelu, nie czekając na pozwolenie. Will zamknął drzwi, a ja przez zaciśnięte gardło, w końcu wydobyłam z siebie pytanie - O czym... chciałaś porozmawiać? - Nastała cisza. Skupiłam się na tykającym zegarze. Przeszedł mnie dreszcz, gdy dziewczyna przerwała napięcie, i bez wstępu oznajmiła:

- Musicie mi pomóc. Ktoś mnie śledzi i chce zabić. Ciebie też, Will. - Momentalnie odwróciłam głowę w kierunku chłopaka. Wyraźnie zbladł. Teraz i jemu udzielił się mój niepokój.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Will starał się zachować resztki rozsądku.

- Zacząłeś z nim grę tak samo jak ja, nie wiedząc nawet, że może być to niebezpieczne. Nie wiedząc nawet, że... - urwała na chwilę i zacisnęła dłonie. - ... że ktoś was śledzi... Oddaj mi ten list. Musimy działać szybko. Ty też jesteś w niebezpieczeństwie, Bisky. - Zatoczyłam się na dźwięk mojego prawdziwego imienia, które znał tylko Will i moja najbliższa rodzina.

Fakt, że ta dziewczyna mówiła do rzeczy, przerażał mnie.

Kilka dni temu, spacerując z Willem po ogrodach działkowych, natrafiliśmy na zaniedbany domek letniskowy. Drzwi były uchylone, pranie już brudne od błota zalegało pod linkami na bieliznę, a na podwórku leżał uwiązany łańcuchem pies. Martwy pies. Jeszcze wtedy tego nie wiedzieliśmy. Will przeskoczył przez ogrodzenie z zamiarem zawiadomienia gospodarzy, że wiatr zerwał ubrania, a ja podeszłam do psa. Intuicyjnie czułam, że coś jest z nim nie tak. Już z pewnej odległości zauważyłam, że ciało tego zwierzęcia było już we wczesnej fazie rozkładu. Zamarłam w pół kroku i na progu histerii zawołałam Willa, który zdążył już obejść dom. Wybiegł i zdezorientowany moim tonem szukał czynnika, który mógł doprowadzić mnie do takiego stanu. Wróciliśmy do domu prawie biegiem z uwagi, że to ja, zamroczona strasznym widokiem, narzuciłam tempo.

To właśnie o tym dniu Will cały czas myślał. I to właśnie z jego uwagi robił notatki. Bowiem nie skończyło się tylko na makabrycznym odkryciu w postaci martwego psa. Will zabrał z domku list. Oburzyłam się jego brakiem kultury. Pamiętam, że opieprzyłam go o brak manier. No bo jak tak mógł przywłaszczyć sobie czyjąś korespondencję? Wtedy ze spokojem pokazał mi coś co przyszło mi się śnić każdej następnej nocy. Jego imię i nazwisko wykaligrafowane na kopercie.

- Ten psychol osobno na pewno nas zabije. Nie jesteśmy pierwszymi ofiarami jego popieprzonych fantazji. Zrobiliście cokolwiek, co było napisane w liście? - Vlada wbiła wzrok w Willa.

- Nie... Nie zdążyliśmy...

- Bogu dzięki - przerwała mu i wyraźnie się rozluźniła. Od tego momentu mówiła spokojniej.

- Nie jestem tu, by wkręcać wam kit. Jestem w takiej samej sytuacji. - przerwała na chwilę, by sięgnąć po coś do kieszeni tuniki. Wyciągnęła z niej wilgotną, lekko pomiętą kopertę i wręczyła mi ją. Wyglądała tak samo jak ta zaadresowana na nazwisko Willa. Zawartość również była podobna.

- Od teraz, jeżeli chcecie przeżyć, radzę wam połączyć siły. Facet jest nieuchwytny. Żyje, by zabijać, a jego gry jeszcze nikt z nim nie wygrał. Zgłębiłam trochę temat. Odwiedziłam kilka osób w ten sam sposób, jak dzisiaj przyszłam do was. Niestety przychodziłam za późno. Zastawałam puste domy z listami podobnymi do naszych na podłodze. Postawiłam sobie za cel, by go złapać. Zemścić się. - Na jej twarzy malowała się złość. Każde jej słowo ociekało gniewem. Zaciskała palce na tunice tak mocno, że zbielały jej knykcie.

Wiem trochę, więcej niż wy, niestety nauczona błędem siostry. Zanim zniknęła, byłam świadkiem jej poczynań. Otrzymała taki sam list, tylko że prosto do domu. Wy byliście innym przypadkiem. Poznał Willa na tyle, że był pewny, że połknie haczyk i wejdzie do tamtego domu. Nie musiał się nawet fatygować ze znajdywaniem waszego adresu. Ale nie wiem, czy nie zdążył go już przypadkiem poznać. - Zatrzymała się, dając nam chwilę na przeanalizowanie tego, co powiedziała. Jeszcze przed godziną planowałam szukać przepisu na gofry na jutrzejszy obiad, a teraz dowiedziałam się, że nasze życie jest w niebezpieczeństwie.

- Kurwa - mruknął Will. Musiał uświadomić sobie to samo.

- Już wcisnęliśmy start. Teraz pytanie, jak i kiedy nasza gra się zakończy. To on wyznacza zasady.

- To czy zakończy się sukcesem... I czy w ogóle się zakończy. - dodałam, pocierając nasadę nosa.

Will podszedł do mnie i wyjął mi delikatnie z ręki nóż. Już nawet zapomniałam, że go trzymałam.

Podał go Vladzie i z niepokojącym błyskiem w oku powiedział:

Dzisiaj to my rozdajemy karty.


Zofia Majsterek, 16 lat, Gdynia Obłuże

Opowiadanie powstało w ramach warsztatów literackich "Ballady Osiedlowe" zorganizowanych w listopadzie i grudniu 2020 roku przez Teatr Gdynia Główna

Komentarze