„Wszystko jawi się jako konstrukcja” – recenzja spektaklu „Próby Józefa K.” Ewy Ignaczak
„Próby Józefa K.” to bardzo żywiołowa adaptacja „Procesu” Kafki. Była to premierowa odsłona w wyjątkowych festiwalowych warunkach.
Pani
reżyser spektaklu, Ewa Ignaczak, niczym Ajschylos wprowadza na scenę dwóch
aktorów, a Jakub Kornacki grając zarówno role męskie jak i kobiece, pozostawia
sztukę w konwencji antycznej. Marek Kościółek wciela się w rolę tytułowego
Józefa. To zastanawiający zabieg. Zazwyczaj to K., jest człowiekiem szarym,
niewyróżniającym się, aby pod płaszczykiem uniwersalności każdy mógł się z nim
utożsamiać. Czyżby wachlarz postaci granych przez Jakuba Kornackiego miał na
celu odwrócenie lustra? Bo może każdy z nas mógłby spotkać w swoim życiu Józefa
K. Jakim człowiekiem byśmy byli spotykając K.? I czy wówczas świat byłby pełen
absurdów?
Jednocześnie publiczność miała okazję
„grać” w „Próbach”, będąc oskarżoną o posiadanie wrogich odznak czy też
imitując liczną kolejkę oskarżonych petentów. Podczas procesu widzowie są
zachęcani do aplauzu, by później dowiedzieć się że są częścią spisku (tylko
połowa publiczności klaskała). Aktorzy bardzo zręcznie radzą sobie w niełatwych
warunkach plenerowych. Spektakl odbył się na dziedzińcu szkolnym (odgrodzonym
wysokimi budynkami), w ramach otwarcia „V Ogólnopolskiego Festiwalu Pociąg do Miasta – Stacja Obrzeża”. Wzywający
właścicielkę pensjonatu Józef klaszcze, powtarzając to i przyglądając się
dochodzącym jeszcze na spektakl gościom.
Podobnie jak w „Procesie”, Józef K.
pozostaje jednostką zagubioną w dziwacznym świecie, opuszczoną, samotną osobą,
dla której utrata kariery wydaje się gorsza od utraty wolności. K. uśmiecha się na wieść, że może mieć do
wyboru opcję wiecznie odwlekającego się procesu z jednoczesną możliwością pracy
w banku. Jest to nieco smutny obraz naszych czasów. Równie współcześnie objawia
się szaleńcza radość K., pomimo wiszącego nad nim procesu. Dzisiaj wciąż nie
rozumiemy wielu rzeczy, mamy na głowie problemy, kredyty, ale uśmiechamy się i
bawimy, płyniemy jak K. z szaleństwem na twarzy.
Minimalistyczna scenografia jest
jednocześnie bardzo przemyślana. Białe koszule rozwieszone na metalowej
konstrukcji są rekwizytem i zarazem tworzą tło do wyświetlanego z rzutnika
obrazu. Jest to martwa natura, namalowane drzewa, którym przygląda się główny
bohater i ostatecznie decyduje się zabrać je wszystkie, maniakalnie tuląc do
siebie koszule zmięte z wieszakami. Szczególnie
interesujące są ruchome elementy scenografii, które nadały wartkości już
żywiołowej grze aktorów. Metalowe łóżko, nie tylko pełniło rolę drzwi, czy
okna, ale także było na kółkach. Oglądając przedstawienie warto zwrócić uwagę
na rekwizyty, bowiem żaden nie został użyty przypadkowo. Krwisto – czerwony
szalik robiony na drutach, w rękach kolejnych postaci wydaje się zmieniać swoje
oblicze, szczególnie kiedy materiał jest przebijany jednym z drutów z ogromną satysfakcją
na twarzy trzymającego.
Niełatwy tekst Kafki został
przełamany tytułowymi próbami, aktorzy „wychodząc” z „Procesu” robili
„stopklatki” w zaskakujących momentach rozluźniając nieco atmosferę. „Próby
Józefa K.” to interesująca, pełna ukrytych metafor sztuka, nieprzypadkowa
konstrukcja, której warto się przyjrzeć więcej niż jeden raz.
Jagoda Jojczyk

Komentarze
Prześlij komentarz