Za późno na stereotypy Recenzja spektaklu „Czekając na Otella”
Śmiech to zdrowie. A tego wieczoru powodów do śmiechu zdecydowanie nie zabrakło. Pytanie tylko, czy to aby na pewno dobrze, że aż tyle się ich znalazło, bo przecież śmialiśmy
się z samych siebie; ze swoich własnych, w większości negatywnych, cech.
„Czekając na Otella” to dialog dwóch postaci, portretujący stosunek Polaków zarówno do
„obcego”, jak i do siebie i swojego kraju. Mający w połowie afrykańskie korzenie
bohaterowie, poznają się na przesłuchaniu do roli tytułowego Otella. Obydwoje zdają się być
odpowiednimi osobami na odpowiednich miejscach. Jest jednak coś, co obawia każdego
z nich – kolor ich skóry, przez który szufladkowani byli do tej pory jako artyści nadający się
jedynie do ról wymagających określonej karnacji. Postrzegani wyłącznie przez pryzmat
odmiennego wyglądu, wspominają życie w Polsce od czasów dzieciństwa, gdy jedynym
możliwym przedszkolnym „sukcesem” było wystąpienie w teledysku do znanej każdemu
piosenki o Murzynku Bambo. Traumy przeszłości położyły się cieniem i rosną również
w dorosłym życiu, kiedy to krytyka nie ocenia faktycznej roli bohatera, a zastanawia się
jedynie nad tym, jaką wiadomość autor chciał przekazać, obsadzając w sztuce
ciemnoskórego.
Doświadczenia bohaterów stają się wstępem do dyskusji o tożsamości narodowej
i patriotyzmie, który dawno już zmienił swoje pierwotne znaczenie. Co decyduje o tym, że
przynależymy do danego państwa? Czy jeśli Twoja matka jest Polką, ojciec Algierczykiem,
a Ty od urodzenia mieszkasz w Polsce, nie zasługujesz na miano Polaka? Nie możesz
oczekiwać szacunku od innych, tylko dlatego, że masz lekko ciemniejszy odcień skóry?
SZACUNEK zdaje się stanowić słowo klucz spektaklu warszawskiego Teatru Ekipa.
Reżyser, Jan Naturski, stworzył swego rodzaju interaktywną relację z widzami. Złamanie
czwartej ściany podkreśliło potrzebę zauważenia drugiego człowieka i zaakceptowania go
takim, jakim jest.
Amin Bensalem i Mikołaj Woubishet (to również prawdziwe imiona i nazwiska aktorów)
zwizualizowali poruszany problem w sposób komediowy, ale nie bezrefleksyjny. Liczne żarty
i nieco poważniejsze chwile przeplatały się ze sobą w idealnie zbalansowanej proporcji,
a muzyka w wykonaniu Grzegorza Mazonia stanowiła nie tyle tło przedstawianej historii, co
jej niezbędny element. Również i sam autor dźwiękowej oprawy miał aktorski udział,
wcielając się w postać drugoplanową, ale niezwykle istotną. Aby narazić się na niechęć ze
strony Polaków nie trzeba pochodzić aż z afrykańskich terenów – wystarczy urodzić się, jak
on, w Sosnowcu.
Nie da się ukryć, że z trójki aktorów to Mikołaj Woubishet skupia na sobie uwagę w sposób
najbardziej intensywny. Pełny energii i żywiołowy, zaraża widownię swoją pozytywnością
i spontanicznością. Nie oznacza to jednak, że jego partner z aktorskiego duetu stoi krok za
nim. Prezentując równie wysoki poziom, kreuje jednak postać nieco mniej komediową, dla
której finał jest tak samo tragiczny, jak i groteskowy. Na uwagę zasługuje również gra
wspomnianego już Grzegorza Mazonia, który pomimo czynnego udziału w zaledwie kilku
krótkich scenach, odznaczył się ponadprzeciętną charyzmą, dzięki której mógłby zbudować
swoją postać nawet i bez tekstu; przy pomocy samych gestów i mimiki nie byłby o krztę
mniej zrozumiały.
„Czekając na Otella” swoją amfiteatralną lokalizacją nawiązuje do tradycji i korzeni teatru,
tym samym zwracając uwagę na odwieczną ciągłość poruszanego problemu. Ludzie oceniali
się i dzielili na „lepszych” i „gorszych” od zawsze. Ale czy to właśnie nie najwyższy czas, by
odsunąć ten schemat w niepamięć? By wydostać się z gorsetów stereotypizacji i przestać
ubierać w nie również innych? Twórcy pozostawiają publiczność z myślą, która już dawno
powinna była stać się oczywistością w świadomości każdego z nas oraz pytaniem, kiedy
upragniona wizja niepodważalnej równości stanie się w końcu rzeczywistością.
Jagoda Pietrzak
fot. Krzysztof Winciorek
Komentarze
Prześlij komentarz