„MyLove. Lekcja, której nie możemy oblać” (Manifest po spektaklu Rafała Matusza w wykonaniu Filipa Cembali)
Spektakl „MyLove”
nie kończy się wraz z ostatnią ciszą na scenie. Ta cisza domaga się, by ją
wypełnić — pytaniami, które ranią, bo dotykają prawdy o nas. Nie o „tamtych”,
nie o „innych”, ale o nas wszystkich.
Historia Milo Mazurkiewicz to lustro, w którym widać nie tylko jej twarz — ale i nasze spojrzenia, często puste, uciekające, pełne milczenia. Jeśli dziś odwrócimy wzrok, jutro możemy odwrócić się od kogoś bliskiego. Nie ma w tym miejscu miejsca na komfort. Są tylko dwie drogi: zająć stanowisko lub udawać, że nie widzimy. A udawanie jest współudziałem.
Pytania, jakie
muszą zostać zadane — i to wprost, bez zmiękczania, to naturalna konieczność i
kontynuacja „MyLove”. A
odpowiedzi… odpowiedzi każdy musi znaleźć sam, ale ostrzegam: żadna uczciwa
odpowiedź nie będzie przyjemna.
1. Ile istnień ludzkich musi zostać złamanych lub odebranych, zanim społeczeństwo i państwo uznają, że prawo do godności nie jest luksusem, lecz fundamentem cywilizacji?
L Jeśli czekasz, aż liczba ofiar
„będzie wystarczająca”, to już jest Twoja moralna porażka. Godność człowieka
nie jest dodatkiem do wolności, jest jej sednem. Każde życie przerwane z powodu
odrzucenia to dowód, że fundamenty, na których stoimy, są zbutwiałe. „To trudny
temat” to nie jest odpowiedź — to wymówka, którą można przykryć własny strach,
ale nigdy cudzy grób.
2. Jakim prawem instytucje władzy decydują, kto zasługuje na prawo do istnienia w swojej tożsamości, a kto ma być zmuszony do życia w kłamstwie lub wcale?
L Takie prawo nie istnieje w żadnym
czystym, nieskażonym kodeksie. Istnieje tylko jako uzurpacja — przemoc
opakowana w paragrafy. Państwo, które reguluje, kim wolno Ci być, staje się
oprawcą, a nie opiekunem. A jeśli przyjmujesz tłumaczenie „takie są przepisy”,
pamiętaj, że tym samym zdaniem usprawiedliwiano i niewolnictwo, i apartheid, i
każdy inny system zbudowany na pogardzie.
3. Dlaczego w kraju, który chwali się „chrześcijańskimi wartościami”, potrafimy odwrócić wzrok od cierpienia i milczeć, gdy ktoś błaga o prawo do bycia sobą?
L Bo „miłość bliźniego” w tym
wydaniu bywa towarem luksusowym — dostępnym tylko dla tych, którzy mieszczą się
w akceptowalnym schemacie. Reszta ma się nawrócić, uciszyć albo zniknąć. To nie
jest wiara, to jest handel moralnością. Jeśli twoja religijność milknie wobec
cierpienia, to nie jest religia — to teatr sumienia, w którym grasz rolę, żeby
nie poczuć wstydu.
4. Czy zdajesz
sobie sprawę, że milczenie wobec krzywdy jest aktem przemocy — a Ty, jako
obywatel, wyborca, nauczyciel, rodzic, urzędnik, możesz być jej współautorem?
L Milczenie to nie neutralność. To
podpis na cudzym wyroku. Możesz udawać, że nie słyszysz i nie widzisz, ale brak
reakcji to wybór strony oprawcy. W dojrzałym społeczeństwie nie ma miejsca na
luksus „niezajmowania stanowiska” w sprawie ludzkiej godności. Każde „to nie
mój problem” jest kamieniem wzniesionym na murze, który odgradza ludzi od
życia.
5. Czy władza ma odwagę przyznać, że ofiary takie jak Milo Mazurkiewicz są skutkiem jej decyzji, a nie „nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności”?
L Polityka ma talent do przerzucania
winy na „społeczne nastroje” lub „skomplikowane realia”. Ale to władza ustala
przepisy, finansuje lub odmawia finansowania pomocy, decyduje, czy język debaty
publicznej leczy, czy zatruwa. Każde życie przerwane przez samotność,
odrzucenie i brak systemowego wsparcia ma na sobie odciski palców tych, którzy
decydowali i tych, którzy bali się sprzeciwić.
Ten manifest nie jest do
czytania „dla wzruszenia”. Jest do czytania po to, by zabolało. Bo tylko ból
może obudzić tych, którzy zasnęli w poczuciu, że tragedie takie jak ta „dzieją
się gdzieś indziej”. One dzieją się tu. I tu musimy je zatrzymać.
Krzysztof
Kabat
09.08.2025
fot. Krzysztof Winciorek
Komentarze
Prześlij komentarz