Dzisiaj trzy, ale wkrótce będzie nas więcej – czyli recenzja spektaklu „Czarownice”.

    Prastare podania, które przez setki lat wędrowały z ust do ust naszych babek, głosiły, że gdzieś za górami, za lasami, w odległych krainach mieszkały tajemnicze kobiety, dziwne, wyróżniające się znacznie na tle innych. Mieszkańcy okolicznych wiosek przyglądali się im z zaciekawieniem. Obserwowali, jak odprawiały magiczne rytuały, latały na miotłach, czy też zmieniały swą postać. Obawiali się jednak tej wyjątkowości. Kobiety te nie były standardowymi przedstawicielkami płci pięknej, dlatego jednogłośnie postanowiono się ich pozbyć. Ścigano je, a następnie palono na stosie, nie zważając na korzyści, jakie mogłyby płynąć z ich niespotykanych mocy. W ten sposób przez lata wytępiono wszystkie czarownice… ale czy oby na pewno wszystkie? 

    Spektakl „Czarownice” w reżyserii Karoliny Kowalczyk, scenariusza Magdaleny Drab, który dziewiątego sierpnia został zaprezentowany na IX edycji Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego „Pociąg do Miasta” obala tezę głoszącą, że współcześnie czarownice już nie istnieją. Dodatkowo uświadamia, że nie żyją one gdzieś w legendarnych krainach, za górami, za lasami, ale są obecne wśród nas, czego przykładem są trzy postaci świetnie zagrane przez Alicję Czerniewicz, Wiktorię Czubaszek i Paulinę Mikuśkiewicz, aktorki Teatru Układ Formalny z Wrocławia. Świetnie wczuły się one w swoje role, pokazując, że czarownica to nie tylko starsza pani z dużym nosem. Przeciwnie, współcześnie ma ona wiele twarzy. Może kryć się pod postacią samotnej kobiety, dla której priorytetem jest jej osoba i kariera, a nie wpajane od wieków „wymarzone” życie rodzinne. Może być to również kobieta pracująca, świetna w swym zawodzie, ale przewyższająca umiejętnościami swojego szefa, przez co przebywa na bezrobociu. Także ukryć się może pod postacią matki zmęczonej swą egzystencją, oddającej całą swoją miłość dla rodziny, by ta miała jak najlepiej, chociaż w głębi serca niekoniecznie jej to odpowiada. Każda z zaprezentowanych sylwetek jest inna. Mają one różne poglądy na życie, miłość, rodzinę, jednak wszystkie łączy jeden pierwiastek – nie wpasowują się w ustalony przez wieki model kobiety. Chociaż nie latają na miotłach, społeczeństwo najchętniej oskarżyłoby je o „czary” – o to, że nie są miłe; o to, że są za bardzo wyzywające; że mają marzenia; ambicje; że chcą być niezależne; że nie chcą zakładać rodziny… za te małe rzeczy najchętniej spalono by je na stosie, bo przecież dziewczynkom nie wypada robić takich rzeczy, nie wypada im się wychylać. 

    Nie tylko genialny pomysł na sztukę jest tu godny wspomnienia. Ważna dla spektaklu jest również nadzwyczajna przestrzeń, w której widzowie spędzili niezapomniane sześćdziesiąt minut. Hala Targowa w Gdyni miała przyjemność porzucić, chociaż na chwilę swą codzienną rutynę na rzecz sztuki i zamienić się w Teatr przez duże „T”. Miejsce to, trzeba przyznać, świetnie współgrało z występem grupy. Widzowie otrzymali dodatkową dawkę magii dzięki panującej pogodzie za oknem – wiatr i przeciągi, które idealnie pasowały do demonicznych tańców i śpiewów aktorek. Należałoby również wspomnieć o muzyce miasta – autobusach, rozmowach na ulicy, samochodach, odgłosach pobliskiego dworca – współgrającej szczególnie z pierwszą częścią dziejącą się w salonie piękności. Można stwierdzić więc, że miasto na tę jedną godzinę idealnie zgrało się z naturą i żywiołami, dodając przedstawieniu dodatkowego blasku. 

    Takich przedstawień jak „Czarownice” potrzebujemy, o czym świadczą wielkie kilkuminutowe oklaski na stojąco, które widzowie podarowali twórcom. Nie ma co się jednak dziwić publiczności. Sztuka z pewnością jest warta obejrzenia, chociaż mogłoby się wydawać, że spektakli o tematyce pozycji kobiet w świecie powstało już tysiące i niczym nie da się już widzów zaskoczyć. Nic bardziej mylnego. Owszem, wątki feministyczne już wiele lat temu weszły do kulturowego repertuaru, jednak kobiety wciąż niekiedy traktuje się stereotypowo. Wymaga się od nich niewidzialności i cichego bohaterstwa. Na szczęście na ratunek przed osunięciem się w cień przychodzą takie spektakle jak „Czarownice”, by przypomnieć wszystkim, że obojętnie czy jesteśmy kobietami, czy mężczyznami każdy ma prawo do decydowania o swoim życiu.

Dzisiaj trzy, ale wkrótce będzie nas więcej… Myślę, że po takim spektaklu na pewno jest nas więcej!


Martyna Rogalewska


fot. Krzysztof Winciorek   

Komentarze