Czarownice: Ja, Ty i Ona - recenzja spektaklu


 Na spektakl zaprosiły mnie dwie koleżanki. W żartach – przysięgam! – po spojrzeniu w opis spektaklu zarzuciłam, że to chyba historia o nas. Trzy czarownice i nasza trójka. W trakcie oglądania zaczęłam sobie uzmysławiać, że to humorystyczne zarzucenie nie mija się jednak drastycznie z prawdą. Doprecyzowując: nie mija się w ogóle. Obserwując trzy aktorki, wcielające się w tytułowe bohaterki, mogłam dostrzec w nich siebie. Postaci tworzyły wspólnie jednego, głównego bohatera, czyli kobietę i jej losy na przestrzeni wieków.

Myślę, że każda z nas ma w sobie takie trzy czarownice: jedna uważa, że jej wysiłki nie są wystarczające, że zawsze mogłaby bardziej się starać, że za mało „musi” i zbyt wiele „może; jedna nie czuje się doceniana pomimo swoich starań, zostaje ukarana za to, że się „wychyla” i pokazuje swoje umiejętności; a jedna czuje się samotna, wyobcowana i próbuje sprawiać wrażenie, że jakoś sobie radzi i się trzyma, pomimo że jest doszczętnie rozbita. Bohaterki, chociaż ich historie nie są takie same, pozwalają na utożsamianie się w wielu aspektach z każdą z nich. Ich historie różnią się od siebie, ale łączą je odczuwane emocje: poczucie zupełnej bezsilności wobec własnego losu. Sposoby radzenia sobie z tym są różne: można celować z pistoletu na gaz, zapalić papierosa, bo „fajka mentolowa jest smaczna i niezdrowa”, albo skupiać się na codziennych obowiązkach i w rytm wytaczany przez rutynę poruszać się stopniowo do przodu, dzień po dniu, zadanie po zadaniu.

Jednak nic nie chroni ostatecznie przed sądem. Sądem, który pod najmniejszym pretekstem wyda wyrok skazujący na spalenie. I, zupełnie jak w filmie Gaspara Noé „Lux Aetherna”, kobieta płonie. Płonie, a przy tym tańczy. To połączenie przywodzi na myśl początek przedstawienia, kiedy to trójka bohaterek powitała widzów właśnie tańcem, w rytm zmieniającego się oświetlenia. Kobieta płonie, ale powstaje. Powstaje, co przywodzi na myśl feniksa, tworzącego się na nowo z popiołów. Z tego proszku, które niegdyś było ciałem, wykluwa się coś nowego. Są to drugie narodziny. Dosłownie zrzucony zostaje strój czarownicy.


Katarzyna Georgiev 

fot. Krzysztof Winciorek 

Komentarze