Próbując zrozumieć oprawców z Auschwitz
„Album Karla Höckera” w wykonaniu Teatru Trans-Atlantyk zagościł w progach zabytkowego kina Polonia. Dzieło w reżyserii Paula Bargetto wzbogaciło repertuar festiwalu o zupełnie nowe - ludzkie spojrzenie na oprawców z obozu Auschwitz.
Pociąg
do Miasta nie zwalnia biegu. Drugiego dnia festiwalu miałem okazję
zobaczyć spektakl „Album Karla Höckera”. Spektakl rozpoczyna
reżyser, który wprowadził nas w specyfikę dzieła. Wprost
jesteśmy informowani, że spektakl jest owocem zagłębienia się i
zbadania autentycznego albumu należącego do Karla Höckera –
adiutanta komendanta w Auschwitz. To, co ukażą nam następne
minuty, jest lekko spontaniczną odpowiedzią na narzucające się
pytania.
Spektakl
nie ma zwyczajnego przebiegu, ściśle trzymającego się
scenariusza. Wszystko powstaje na naszych oczach, na podstawie zdjęć
wyświetlanych na ekranie. Aktorzy, wykorzystując najprostsze
rekwizyty (zwyczajny kij staje się karabinem) i kostiumy wcielają
się w postacie, odwzorowując obrazy z fotografii. Na nowo „dają
życie” oficerom SS, czy lekarzom obozowym, aby mogli opowiedzieć
nam swoje historie.
Dzieło Paula Bargetto, w dramaturgii Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk już od pierwszych chwil jest niespotykane. Słysząc o Auschwitz automatycznie myślimy o setkach tysięcy ludzi przeżywających piekło. Widzimy ceglane mury, druty, kominy i strach. Album nam tego nie pokazuje. Uwiecznione zostały w nim chwile z oficjalnych spotkań, wyjazdu na obóz wypoczynkowy, czy polowanie na króliki. Odnosimy wrażenie, że są to wspomnienia z wycieczki. Swoboda i uśmiech widoczny na fotografiach nas szokuje. Przeświadczenie o bestialstwie oficerów zostaje zachwiane, co wzbudza lekką konsternację.
Reżyser
pozostaje aktywną częścią sztuki. Co jakiś czas wkracza na
scenę, aby na prośbę aktorów, odgrywających swoje postacie,
zrobić pamiątkowe zdjęcie. Ustawieni na wzór oryginalnych
fotografii rekonstruują wydarzenia z przeszłości. Scena jedzenia
jagód znakomicie oddaje charakter tych zdjęć. Aktorzy wcielają
się w oficerów na wyjeździe wypoczynkowym. Siedząc w rzędzie
zaczynają pozować do zdjęć. Najpierw szczęśliwi, przesadnie
prezentując zachwyt smakiem jagód. Następnie wielce smutni z
powodu ich braku. Scena ta jest jedną z wielu wzbudzających śmiech,
co pomaga zapomnieć, że osoby, które widzimy, są oprawcami. Stają
się normalnymi ludźmi „na wakacjach”, spędzającymi dobrze
czas.
Paul
Bargetto zadaje również aktorom proste pytania „Gdzie są?”,
„Dlaczego tam są?”, „Co robią?”. Dzięki odpowiedziom mamy
jasny obraz całej sytuacji. Trudno jest się w tym spektaklu zgubić.
Nie ma tak naprawdę miejsc zawikłanych, cała forma ukazania dzieła
jest bardzo prosta i oczywista. Sztuka nie zmusza do uważnego
wnikania w fabułę, ponieważ jej właściwie nie ma. Skupia się
ona raczej na skoncentrowaniu naszej uwagi na nowym spojrzeniu na
oficerów.
Jedną
z próśb reżysera jest zaprezentowanie przez aktorkę gestu Heil
Hitler. Marta Król odmówiła jego wykonania, co wzbudziło wielkie
oburzenie reszty grupy. Zaczęli oni naciskać i wywierać presję na
aktorce. Ze złością i niejaką dumą “mają odwagę” zamiast
niej zaprezentować gest. W bardzo krótkiej chwili napięcie
pomiędzy nimi rośnie. Gwałtownie następuje przeistoczenie aktorów
w znany nam obraz oficerów Niemieckich. Marta Król zostaje powalona
na podłogę i siłą wykonuje gest. Cała sytuacja i tempo w jakim
wszystko się rozgrywa są zaskakujące. Jest to jedyny tak mocny
moment w ogólnie lekkiej formie sztuki. Pokazuje to twarz oficerów
znanych ze wszystkich innych dzieł i opowieści.
Spektakl
z każdą sceną i fotografią, próbuje nas zapewnić o normalność
prezentowanych postaci. Środkiem, który bardzo wyraźnie to
podkreśla są piosenki. Te proste, banalne utwory jak „Czarne
jagódki” szokują. Widok aktorów, ubranych w niemieckie mundury
SS, śpiewających dziecięce przyśpiewki - to połączenie wydaje
nam się nierealne.
Aktorzy w inteligentny sposób starają się pokazać nam ludzką stronę przedstawianych postaci. Widzimy Karla Höcekra, który dzwoni do żony, aby pochwalić się awansem na adiutanta. Obserwujemy oficjalne spotkanie, gdzie oficerowie SS uśmiechają się, rozmawiają i żartują. Na podstawie zdjęć, kreowane przed nami są konkretne sytuacje. Rozmowy o snach, rodzinie. Dyskusje na tematy życia codziennego. Takie rzeczy budzą nasze zdziwienie. Poznajemy ich uczucia. Bezgraniczne miłości, zauroczenia, nawet w takich miejscach jak w Auschwitz. Przedstawieni przez aktorów oficerowie mają wątpliwości, co jest dla nas lekkim pocieszeniem. Okazali chociaż trochę serca ofiarom, wątpiąc w słuszność swoich działań. Prostota i ludzki, czasem intymny charakter tych sytuacji, połączony z lekką i swobodną formą spektaklu mocno koliduje ze świadomością czynów dokonanych przez tych ludzi.
Sceną,
która niejako ostatecznie przekonuje o ich normalności, jest ich
rozmowa przy stole. Pracownicy Auschwitz opowiadają, jak chcieliby
umrzeć. Przekonujemy się wtedy, że oni, tak jak my, marzą o
spokojnej starości, spędzeniu ostatnich dni z ukochaną osobą,
boją się śmierci. Ta spokojna scena wzbudza ogromne emocje.
Bestialstwo, które do nich przypisujemy, na chwilę znika. Widzimy
normalnych ludzi i to najbardziej nas przeraża, bo to oni zmienili
życie innych w piekło. Choinka, która pojawia się w ostatniej
scenie sztuki, stanowi symbol świąt Bożego Narodzenia, kojarzonych
z rodzinnym i przyjemnym czasem. Zestawienie jej ze zdjęciami
aktorów podczas wizyty w Auschwitz jest tak naprawdę czymś, co
widzimy przez cały spektakl. Miejsce kaźni tysięcy, wzbudzające
smutek i żal; ludzie, którzy je stworzyli, a po „wyjściu z
pracy” spędzali rodzinny, przyjemny czas.
Spektakl
niekiedy wręcz razi swoją prostotą. Aktorzy zakładają czapki
oficerskie, górne część munduru, spódnice w przypadku ról
kobiecych i kitle, gdy grają lekarzy. Spełniają tym jedynie
niezbędne minimum w upodabnianiu się do postaci. Lekkość formy,
która na początku mnie raziła, wraz z trwaniem spektaklu ułatwiła
zbliżenie się do ukazywanych postaci, a tym samym dostrzeżenie i
zrozumienie ich normalności.
„Album Karla Höckera” jest wyjątkowy przez oryginalne spojrzenie, skupienie się nie na życiu ofiar, lecz oprawców. Pomimo swojej prostoty i kolizji wagi problemu z lekkością formy, spektakl jest wart zobaczenia. Stanowi on doskonałe źródło głębokich przemyśleń. Na pozór zwyczajni ludzie. Co różni ich od nas? Jakim cudem potrafili zrobić coś tak potwornego? Dlaczego?
Norbert
Borski
Komentarze
Prześlij komentarz