Recenzja spektaklu "Matecznik"

W czwartkowy wieczór w Klubie Ucho/Podwórko Art zobaczyliśmy spektakl pt. "Matecznik" Teatru Łątka z Supraśla inspirowany albumem fotograficznym Wiktor Wołkowa z 1984 r. oraz tekstami Edwarda Redlińskiego.

Spektakl składa się z kilku opowieści ilustrowanych zdjęciami z tegoż albumu snutych w sposób niezwykły przez Krzysztofa Zemłę, który jest jednocześnie reżyserem przedstawienia.

Widzowie słuchają historii o rzece, płotach, koniach, drodze, wronach, drzewach, a więc o rzeczach zwykłych, prostych, codziennych, a zarazem niejako przy ich okazji o sprawach ważnych, fundamentalnych, budujących człowieka.

Aktor opowiada w sposób poetycki, trochę filozoficzny, czasem rubaszny, nakłania do zadumy, refleksji, ale też wywołuje uśmiech. Zabiera nas w podróż do miejsc, krajobrazów, historii z Podlasia, których już prawie nie ma...zastanawiamy się czego już nie ma, co pozostało, co z tym zrobimy (z tym matecznikiem)?

Tę zajmującą, hipnotyzującą opowieść uzupełniają fotografie wyświetlane przy pomocy rzutników, starych aparatów na różnego rodzaju tłach stałych i ruchomych i właśnie to aranżowanie sceny, ciągłe jej zmienianie przy użyciu różnych przedziwnych urządzeń jakby wyjętych z odległej przeszłości czyni opowieść jeszcze bardziej niezwykłą.

Absolutnie niezwykła jest w tym spektaklu również muzyka, która wypełnia całą przestrzeń inscenizacyjną, współgra z opowieścią. Porusza widza.

Te wykorzystane w spektaklu rozwiązania techniczne, scenografia oraz sugestywna gra aktora, jego kostium oraz język, jakim do nas mówi sprawiają, że przenosimy się innego, minionego świata, zamyślamy się nad jego sensem, wartością.

W "Mateczniku" mamy rozważania o tym, co było i będzie: o przyrodzie jako nieodłącznym elemencie istnienia człowieka, o jego - człowieka- stosunku do zwierząt i innych ludzi, o przemijaniu, o naturze ludzkiej, o smutku i radości...

"Matecznik" każe nam się zatrzymać, rozejrzeć, zastanowić, docenić to, co wokół, bo czyż taki piękny świat jak nasz może być zły?

Nie może. Dbajmy o niego.

Iwona Drozd


fot. Krzysztof Winciorek


 

Komentarze