Recenzja spektaklu „Czarownice”.

 

Na spektakl "Czarownice" wybrałyśmy się we trójkę, czyli w sam raz. Nie było ani o jedną za dużo, ani o jedną za mało, bo 3 to taka piękna liczba. Kiedy reflektory rozbłysły, a na scenie pojawił się cień pierwszej z aktorek, koleżanka szepnęła do mnie - "to Ty". Za prędko rozbawiło mnie to porównanie. Niedługo później okazało się, jakże wymowne i piękne to było zwierciadło kobiecych relacji, także tej naszej.

Początkowe sceny wywołały we mnie refleksje o tym, że spektakl powinien być zatytułowany „Jędze". Bohaterki jęczały, ubolewały, a nawet wyły (dosłownie) nad własną niedolą losu. Przekrzykiwały się ze swoim żalami niczym targowe przekupki, jak widać nie bez znaczenia było też miejsce wydarzenia (plac targowy). Szybko zmieniłam zdanie. Czarownica to słowo kojarzące się z siłą. Bohaterki w swoich słabościach odnalazły też siłę. Przekuły trudne chwile w relację, która je połączyła.

Spektakl mocno akcentował rolę kobiety w społeczeństwie, presję jakie nakłada na nie współczesny świat i ludzie. Monolog jednej z aktorek o tym, jak to trzeba być według wzoru przypomniał mi wiersz Wisławy Szymborskiej pt. "Portret kobiecy".

 

„Musi być do wy­bo­ru,
Zmie­niać się, żeby tyl­ko nic się nie zmie­ni­ło.
To ła­twe, nie­moż­li­we, trud­ne, war­te pró­by.
Oczy ma, je­śli trze­ba, raz mo­dre, raz sza­re,
czar­ne, we­so­łe, bez po­wo­du peł­ne łez.
Śpi z nim jak pierw­sza z brze­gu, je­dy­na na świe­cie.
Uro­dzi mu czwo­ro dzie­ci, żad­nych dzie­ci, jed­no.
Na­iw­na, ale naj­le­piej do­ra­dzi.
Sła­ba, ale udźwi­gnie.
Nie ma gło­wy na kar­ku, to bę­dzie ją mia­ła.
Czy­ta Ja­sper­sa i pi­sma ko­bie­ce.
Nie wie po co ta śrub­ka i zbu­du­je most.
mło­da, jak zwy­kle mło­da, cią­gle jesz­cze mło­da.
Trzy­ma w rę­kach wró­bel­ka ze zła­ma­nym skrzy­dłem,
wła­sne pie­nią­dze na po­dróż da­le­ką i dłu­gą,
ta­sak do mię­sa, kom­pres i kie­li­szek czy­stej.
Do­kąd tak bie­gnie, czy nie jest zmę­czo­na.
Ależ nie, tyl­ko tro­chę, bar­dzo, nic nie szko­dzi.
Albo go ko­cha albo się upar­ła.
Na do­bre, na nie­do­bre i na li­tość bo­ską.”
    

Rola idealnej kobiety jest pełna sprzeczności. Mamy być piękne (nawet bohaterki wiedzą o tym doskonale - spotykają się w końcu w salonie piękności). Mamy być miłe, troskliwe, święte.. a jeśli nie podołamy? Co zdarzy się najpierw? Społeczna opinia spali nas na swoim stosie? Czy w nas wypali się wszystko i będziemy puste w środku, zostanie sama skorupa?

Na odbiór spektaklu miał wpływ także kontekst, w którym przyszło mi mierzyć się z poruszaną tematyką. Dzień wcześniej byłam na projekcji filmowej "Barbie". Róż Barbie, czerń wiedzmy. Jako kobiety jesteśmy różne. Każda z nas jest inna, wszystkie mierzymy się z bardzo podobnymi problemami. Łatwo dostrzec to co nas dzieli, to co w nas różne, wejść w konflikty, spory, celować do siebie z broni (nie tylko gazowej). Jak dobrze, że możemy też trzymać się razem. Razem śmiać się i wyć, tańczyć, czarować, opowiadać świństewka.

PS Dziękuję za rozpowszechnianie wiedzy dot. udzielania pierwszej pomocy. To ważne.


Magdalena Chacko

fot. Krzysztof Winciorek 

 

Komentarze