Misterium buffo - zaproszenie z programem

Z wizytami w teatrze jest tak, że czasem mamy bilet, a czasem zaproszenie, natomiast zazwyczaj możemy zaopatrzyć się w program. „Misterium Buffo” według Dario Fo było dla Lecha Raczaka spektaklem programowym, a dla widzów festiwalu „Pociąg do Miasta” może stanowić zaproszenie do „stacjonarnego” teatru.

O „spektaklu programowym” piszę, gdyż temat „herezji”, a może raczej poszukiwania duchowości przy jednoczesnym dystansowaniu się od zorganizowanej religii, towarzyszył Lechowi Raczakowi przez znaczną część życia. Reżyser nie bał się zgłębiać parareligijnych zjawisk, takich jak wspólnoty zawiązane wokół upamiętniania katastrofy smoleńskiej (zjawisko nazywane „religią smoleńską” lub „sektą smoleńską”). Tłumaczenie i realizacja dramatu Dario Fo zdecydowanie wpisują się w jego refleksje nad metafizyką oraz nad politycznymi i komercyjnymi nadużyciami wokół wiary. A Fundacja Orbis Tertius- Trzeci Teatr Lecha Raczaka dba, by po śmierci twórcy, jego głos był wciąż słyszalny. Najsilniejszym środkiem pomagającym w osiąganiu tego celu jest wysoki poziom gry aktorskiej. Recenzenci wyróżniają Małgorzatę Walas-Antoniello, występującą w dwóch rolach obserwatorki wskrzeszenia Łazarza i papieża Bonifacego, ale bardzo dobrze sprawdzają się też inni członkowie zespołu, jak choćby Paweł Stachowczyk grający sympatycznego amatora wina z Kany Galilejskiej.

Jako zarzut do Małgorzaty Walas-Antoniello przedstawiano to, że z religijnej rangi jej Bonifacego widz zdaje sobie sprawę dopiero pod koniec sceny. Również to odczułem, lecz przypisałbym to zjawisko raczej doborowi kostiumów niż grze aktorskiej. I dostrzegam argumenty przemawiające za tym zabiegiem. W epoce papieża Franciszka można spojrzeć na Bonifacego z kart „Misterium Buffo” jako na jednego z wielu podobnie myślących możnych tego świata. Za to inna decyzja kostiumograficzna- użycie moherowego beretu umieszcza drugą z postaci granych przez Małgorzatę Walas-Antoniello w bardzo konkretnym, polskim kontekście. Co staje się jeszcze bardziej wyrazistym zabiegiem, gdy przypomnimy sobie, że postać ta deklaruje niewiarę.

„Betlejemska” scenografia komponuje się z zabiegami Dario Fo mającymi pokazać widzowi, że historia zatacza koło ale również odnosi się do tradycji karnawałowych, których odbiciem w Polsce są sylwestrowe szopki polityczne. Sposób zagospodarowania przestrzeni teatralnej wydaje się spójniejszy od raz symbolicznego, a raz dosłownego doboru kostiumów. W Gdyni wartością dodaną do przygotowanej przez Fundację Orbis Tertius- Trzeci Teatr Lecha Raczaka scenografii była znakomita decyzja organizatorów „Pociągu do Miasta”, by umieścić scenę na wzgórzu w stanicy harcerskiej. W ten sposób widzowie mogli przenieść się nie tylko do Betlejem, ale i na Górę Tabor, na Górę Błogosławieństw oraz na, szczególnie istotną dla akcji spektaklu, Golgotę.

Kontrastujące z dramatyzmem niektórych scen radosne motywy muzyczne podkreślały dwuczłonowość tytułu- spektakl jest i misterium, i w stylu buffo. W programie „Pociągu do Miasta” wyróżnił się zaś jako (niepozbawiona modyfikacji tekstu, ale jednak) realizacja dramatu literackiego znanego twórcy (wśród sztuk w pełni autorskich i adaptacji powieści). Właśnie dlatego dostrzegam w nim pomysł na zakończenie festiwalu zaproszeniem na dalsze spotkania z Teatrem Gdynia Głowa i jego gośćmi, przy całorocznych scenach.

Warto, by ci, którzy przychodzili na spektakle „Pociągu do Miasta” z ciekawości, przyjęli to zaproszenie i przyszli do stacjonarnego teatru. Nie napiszę „do zwykłego teatru”. Bo zwykłego teatru nie ma. To zawsze jest misterium.

 Andrzej Szczodrak

fot. Krzysztof Winciorek

Komentarze