Nie/znajomi, czy warto się z nimi zaznajomić?

„Nie/znajomi” to spektakl, który był prezentowany podczas tegorocznej edycji Pociągu do miasta. Scenariusz powstał na podstawie rozmów z dziećmi i młodzieżą z doświadczeniem migracyjnym, mieszkającą na terenie Gdyni. Dzieło reklamuje się jako historia oparta na wspomnieniach, przeżyciach osób, z którymi podczas tworzenia spektaklu artyści mieli ciągły kontakt. Czy to jednak wystarczy, aby stworzyć opowieść, która obroni się na deskach teatru? Historie opowiedziane ze sceny bronią się same, w swojej autentyczności poruszają i wzruszają, dlatego finalny wydźwięk „Nie/znajomych” nie tylko daje do myślenia, ale również gra na najczulszych strunach naszego człowieczeństwa. Jednak jak się niestety okazuje, dobra historia nie wystarcza, przestrzeń teatralna wymaga również dobrego scenariusza i to z nim związanych jest najwięcej problemów spektaklu. Dzieło zaprezentowane na scenie ma formę dialogu. Dialogu zarówno sceny z publicznością, jak i między bohaterami. Akcja otwierająca spektakl, choć jest dość tanim zagraniem na emocjonalne zaangażowanie publiczności, to działa. W pewien sposób urzeka swoją prostotą i funkcjonalnością. Jednak wszelkie późniejsze dialogi są wymuszone i nie mają uzasadnienia w fabule. Jako widz nie wiem, czemu akurat ci bohaterowie spotkali się w danych okolicznościach, a co najgorsze, nie czuję potrzeby dialogu pomiędzy „dziećmi” na scenie. Odczuwam natomiast, że jakiś mądry dorosły chcąc stworzyć pouczający spektakl umieścił trójkę młodych bohaterów, z których każde ma inną perspektywę doświadczenia migracyjnego. Ponadto historia jest pchana do przodu nie przez wydarzenia na scenie, a dzięki ekspozycyjnym pytaniom dającym pole do dalszego żeglowania po morzu jakim jest doświadczenie migracyjne. Na tym jednak nie koniec problemów scenariuszowych. Poza głównym nurtem fabularnym kuleje również charakterystyka bohaterów, a szczególnie jednej bohaterki- Weroniki. Nie rozumiem czemu mając trzyosobową obsadę zapadła decyzja o czwórce bohaterów na scenie. W moim odczuciu Weronika nie wnosi nic do fabuły. Pojawia się kilka razy, aby zaraz po suchym wygłoszeniu swojej perspektywy ustąpić miejsca bardziej nakreślonym bohaterom. Jej historia jest jak fotografia z dzieciństwa na dnie szuflady, co jakiś czas chwyta nas nostalgią, że „coś takiego było, ktoś taki istniał”. Co więcej, kompletnie nie pojmuję zabiegu polegającego na wypowiedziach aktorów w różnych osobach. Czasem mówią o bohaterach w pierwszej osobie, żeby zaraz potem scharakteryzować ich z perspektywy osoby trzeciej. To tylko dystansuje widownię od opowiadanej historii. Naprawdę, zaufajmy aktorom, są oni w stanie przedstawić charakter swoich postaci bez ekspozycyjnych kwestii rodem z seriali paradokumentalnych. Reżyseria również pozostawia trochę do życzenia. Chociażby ruch sceniczny, o ile przez większą część spektaklu jest twórczy i przemyślany, nie pozostaje bez wad. Chodzi mi szczególnie o scenę gdy Sasza (Jacek Panek) wchodzi na konstrukcję stół-krzesło. Może na widzu nieobytym z teatrem robi to wrażenie, jednak jeśli ktoś był chociażby na kilku spektaklach w Teatrze Gdynia Główna może być już zmęczony tym „akrobatycznym” wchodzeniem aktorów na różne konstrukcje. Przewijało się to wielokrotnie, szczególnie w spektaklach Ewy Ignaczak. Za pierwszym razem robi wrażenie, za drugim imponuje, natomiast za trzecim, czwartym i piątym rodzi jedynie pytanie: po co? Ten sztampowy, nużący gest nie tylko zagraża aktorom, metafora którą wyrażą jest na tyle płytka, że naprawdę nie potrzebuje tak „wzniosłych” gestów. Mam również problem z reżyserią zakończenia przedstawienia. O ile pomysł ze stołami jest świetny, wręcz wybitny, o tyle film zastosowany w tle kłuje w oczy jako jeden z najbardziej łopatologicznych fragmentów spektaklu. Za najjaśniejszy punkt „Nie/znajomych” zdecydowanie można uznać grę aktorów, a przoduje im Jacek Panek. Ten, nie boję się użyć tego stwierdzenia, genialny aktor nie przestaje mnie zadziwiać. Z każdym nowym spektaklem widzę go w nowej odsłonie, jednak tutaj pokazał to o co chyba najciężej w teatrze: szczerą dziecięcość i czyste emocje. A przy tym prezentował się po prostu ciekawie. Jego ruch sceniczny, formy, gesty (nie licząc nieszczęsnej wpadki z krzesłem na stole) nie tylko przykuwają uwagę, ale są spójne z charakterem jego bohatera Saszy- chłopca o dobrym sercu. Natomiast Małgorzata Polakowska w roli Tatiany urzeka swoją zadziornością oraz walecznością. Chyba każdy z nas chciałby mieć taką żywiołową, wygadaną i przebojową koleżankę. A może właśnie nie? To z dramatem tej bohaterki najwięcej osób na widowni może się utożsamić. Wydaje mi się, że nie ma osoby, która nie poczuła się w życiu odrzucona, nie rozumiejąc przy tym dlaczego. Nini w wykonaniu Idy Bocian to rozkosznie dziecięca dziewczynka. Dzięki jej niegasnącej nadziei na lepsze jutro spektakl zyskuje dodatkowy wydźwięk, jakże potrzebny w dzisiejszych czasach strachu i niepokoju. Sądzę, że Nini każdemu widzowi zaszczepiła odrobinę uśmiechu w sercu, a Tatiana dodała odwagi do zmieniania świata na lepsze. Na korzyść przedstawienia działają scenografia oraz rekwizyty. Kartonowe domy tworzą niezwykły klimat, dając jednocześnie możliwość aktorom do genialnego ogrywania ich. Natomiast skąpość rekwizytów jest bardzo wyważona: nie odwracają uwagi od aktorów a wzbogacają przedstawienie wizualnie. Reasumując spektakl „Nie/znajomi” to strasznie nierównomierne dzieło. Obok genialnej tematycznie historii i wspaniałej gry aktorskiej stoi scenariusz z wieloma problemami, a wszystko to spięte jest przez reżyserię- momentami świetną, momentami bardzo przeciętną. Dla mnie jest to spektakl, który miał szansę na bycie arcydziełem, jednak przez mnogość problemów, jest jedynie dobry. Na pewno zespół Teatru Gdynia Główna warto pochwalić za to, że nie boją się poruszać tematów ważnych i skomplikowanych. Z chęcią pójdę na kolejne spektakle tych twórców, aby przekonać się o czym jeszcze chcą porozmawiać z widownią. 

Piotr
---
fot. Krzysztof Winciorek

Komentarze