"Chłopaki. Prawo Głosu" - Kolektyw Kobietostan

„Chłopaki. Prawo głosu” wystawiony na VIII Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym „Pociąg do Miasta” w Gdyni to spektakl dla osób niebojących się nowych rozwiązań i lubiących przedstawienia performance. Od samego początku dzieje się wiele. Kiedy jeszcze publiczność wchodzi na sale i zajmuje miejsca, aktorki (Agnieszka Bresler, Martyna Dębowska i Iwona Konecka) pojawiają się na scenie i zaczynają działać. Kilka ćwiczeń, oddech, spojrzenie w oczy publiczności, ćwiczenia, oddech, spojrzenie i tak w kółko. Jedna z bohaterek przyjmuje role wychowawcy i zaprasza obserwatorów do swojego świata. Każe im się rozluźnić, wejść w głąb siebie, wędrować po świecie, o którym opowiada. Przypomina to trochę dobrze mi znane zajęcia w szkole teatralnej. Reszta obsady przez cały ten czas wykonuje wcześniej wspomniany podział: ćwiczenia, oddech, publiczność. Z czasem staje się to dość monotonne i czeka się na coś więcej. I to więcej się dostaje! Aktorki zaczynają śpiewać, grać, bawić się scenariuszem jak tylko mogą. Niestety, tekst momentami był słabo słyszalny, ale być może jest to spowodowane miejscem pokazu – hangar przy porcie w Gdyni. Mieszanie gatunków, tempa i temperamentu aktorek pobudza każdego. Wykorzystanie wolności jako tematu głównego jest decyzją bardzo dobrą, ponieważ można go interpretować w różnych kierunkach, na co spektakl pozwala. Tutaj jest on dość nietypowy. Więźniowie, ich warunki życia i ograniczanie wolności. Mimo że ten temat większości z nas nie jest bliski, gwarantuję, że każdy odnajdzie w nim cząstkę siebie. Strach, smutek, radość, przemoc, wykluczenie to tylko kilka emocji, które reżyserka (Weronika Fibich) wykorzystała. Na scenie dzieją się rzeczy często niemające powiązania ze sobą. Butelki wody, która potem się wylewa, deski, z których aktorki próbują zbudować jakąś konstrukcje, zegary, miski i liny to przedmioty, które tworzą atmosferę. Atmosferę także tworzą kolory i tu nie ma ograniczeń. Reżyserka nie bała się wykorzystać mocnych słów, które, namalowane na białych płachtach, zawisły na scenie i dawały bardzo duży wydźwięk. Wszystko do siebie jednocześnie pasowało i nie pasowało. Sceny przypominające spacerniak, męskie toalety czy więzienne cele, za chwilę sypanie piaskiem, głos mówiący o prawach więźniów i ludzi – to wszystko tworzy spójny miszmasz. 
Warto spektakl zobaczyć chociażby dla bohaterek, pochodzących z Kolektywu KOBIETOSTAN z Instytutu Grotowskiego we Wrocławiu, które prawie przez cały czas wychodziły poza sferę swojego komfortu i świetnie się tym bawiły. Gra w „więzienne kolory” pozwalała im na emocje, które niekoniecznie zostały zawarte w scenariuszu. To, że widz po zakończeniu wychodzi z głową pełną refleksji, to ich zasługa.

Kacper
---
fot. Krzysztof Winciorek

Komentarze