„i… Mickiewicz przybędzie!” (recenzja spektaklu „i… jakoś to będzie!” Idy Bocian

 



 

Trzy stoły, dwoje aktorów i jedna główka kapusty. Czy takie skromne środki wyrazu wystarczą, by przedstawić bogactwo epopei narodowej? Osiągnie się to… jakoś?
Bynajmniej! Nie jakoś, a jakość! I to najwyższej próby, bo „I … jakoś to będzie” to moim zdaniem najlepszy z dotychczasowych spektakli teatru Gdynia Główna.

Scenariusz Idy Bocian osnuty jest na podstawie „Pana Tadeusza” (1834) Adama Mickiewicza. A na scenie przez 80 minut koncertuje aktorsko duet Marta Jaszewska i Jakub Kornacki.

 „I… jakoś to będzie!” to esencja Mickiewiczowskiej epopei: wciąż aktualna wizja polskiej mentalności, słabostek i przywar, ale także humoru i cech dodatnich. Uniwersalność spektaklu jest wprost uderzająca. Dokuczanie sobie nawzajem, słowne (i nie tylko) utarczki – czyż nie są nam bliskie współcześnie? A rozbrajające swą prostotą przygotowanie bigosu?, miłosne uniesienia?, dorastanie? Polacy są różni, tak jak Hrabia i Tadeusz, Horeszkowie i Soplicowie. Tak w sztuce, jak i w życiu ma to najróżniejsze konsekwencje.

Użycie oryginalnych kwestii dialogowych z „Pana Tadeusza”, genialnie wydobywające Mickiewiczowski humor i ironię, nawet najbardziej zawoalowaną, jedynie podkreśla ponadczasowość XIX-wiecznego tekstu.

Tytuł sztuki jest frazą wyjętą z Księgi VI:

Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele, i — jakoś to będzie!

„Jakoś…” Kwintesencja polskiego podejścia do wszystkiego, od umizgów i zachowań Tadeusza wobec Telimeny do przygotowywania zrywu narodowego, który skończyłby się pospolitym warcholskim zajazdem, gdyby nie przypadek i łut szczęścia.

„Jakoś to będzie…” – to doprecyzowanie innej, szeroko znanej, frazy Mickiewicza:

Mierz siłę na zamiary,
Nie zamiar podług sił!

Ten fragment Pieśni filaretów (1820) – będącej manifestem romantyków – każe stawiać ambitny cel bez względu na dostępne środki i każe wierzyć, że przecież one się znajdą, jeśli tylko wystarczająco będziemy ich pragnąć. To samo, tylko bardziej bezpośrednio, powtórzył Mickiewicz półtorej dekady później, ale juz nie jako program, ale smutne memento.

Sztuka budzi pytania – aktualne za czasów Mickiewicza i obecnie – o polską rzeczywistość. Relacje między postaciami, podobnie jak relacje społeczne, tak w epopei, jak dziś, nie są proste ani jednoznaczne. Skomplikowany, uwikłany w siatkę niedomówień, podchodów i kłamstewek jest układ między Tadeuszem i Telimeną, złowrogo poplątane są relacje między grupami szlachty.

Małe złośliwości w dyskusji o chartach, a na tym tle mroczna, wieloletnia nienawiść – czy można to pokonać?

W spektaklu pojawiają się maczety-szable, broń niebezpieczna i brutalna, czy jednak bardziej raniąca niż słowa? A co z jednością, poczuciem wspólnoty? I tu padają gorzkie słowa z Księgi VII: „wszystkich zgodziła nienawiść”.

Czy do pokonania wieloletnich, troskliwie pielęgnowanych uraz, wystarczy wyciągnięta ręka? Czy uścisk dłoni będzie prawdziwy, czy to tylko zwiewny, eteryczny cień gestu?

Marta Jaszewska i Kuba Kornacki podbijają serca widzów. Wcielając się w kolejne postacie „Pana Tadeusza”, w oddawaniu ich charakterów są chirurgicznie precyzyjni. Jaszewska jako Gerwazy, Kornacki jako Zosia, Jaszewska jako Telimena – oglądanie takiego kunsztu aktorskiego jest przyjemnością i świadomością obcowania ze Sztuką przez wielkie S. Mickiewicz po prostu przybył do Gdyni! Był, jest obecny na scenie.

Atrybutem wszystkich spektakli Teatru Gdynia Główna jest użycie prostej scenografii. W spektaklu Idy Bocian ten element wykorzystany jest fenomenalnie. Trzy stoły, czerwony szal, szable-maczety i kapusta mają zbudować wszystkie miejsca z akcji „Pana Tadeusza”? Tak, bo maestria aktorskiej pary sprawia, że na scenie zaczyna działać magia: tworzony jest świat Mickiewicza, który daje się poczuć, choć… nie da się opisać, bo tego trzeba doświadczyć.

Tytuł – świetnie oddający rzeczywistość „Pana Tadeusza” i naszą – nie ma na szczęście żadnego odniesienia do samego spektaklu. Sztuka uniosła ciężar tekstu oryginalnego. Reżyserka niczego nie zostawia przypadkowi. Jej scenariusz oparty jest na głębokiej analizie tekstu Mickiewicza. Scenariusz, scenografia, słowem – wszystko – jest perfekcyjnie przygotowane, przemyślane i dobrane. Spektakl ma dobry rytm, nie jest męczący. Powaga i humor, hałas i cisza, słowa i milczenia układają się w jeden harmonijny obraz. Ten zaś tworzy historię coraz bardziej angażującą uwagę widza, na koniec pozostawiając go w ciszy z bagażem tematów do przemyślenia.

Była to dla mnie sztuka wybitna, pełna wyrazu, o najwyższym poziomie artyzmu. Chciałabym, by każdy, naprawdę każdy, mógł ją obejrzeć.

 

Martyna Szoja

Komentarze