Islandia z Dziadkiem i Antosiem. Część 2 - Dzik. Michał Gondek

 



Kiedy wszyscy skończyli zajadać się islandzką zupą kakaową, wyruszyli na wyprawę.
W Islandii owej zupy się nie pije, gdyż posiada duże bryłki świeżego kakaowca, który rośnie na terenach wulkanicznych. Ostatnią osobą człapiącą do wynajętego dżipa był Tatko Antka, który spakował ekstra porcję frytek z majonezem. Zawsze powtarzał:

(Tatko): przezorny zawsze ubezpieczony, zwłaszcza kiedy głód łapie za żebra na terenie dzikich.
(Dziadek): Co chcecie zobaczyć? – zapytał dziadek, który usiadł za kierownicą.
(Babcia): Może najpierw udamy się na fiordy i pochodzimy po czarnej plaży – zaproponowała Babcia.
(Dziadek): kochanie, na bazaltowych plażach będziemy jutro nocować, więc zróbmy sobie z tego wisienkę na torciku, dobrze? – dziadek ucałował Babcie w policzek i powtórzył pytanie do tyłu.
„A więc dokąd zawieźć wasze frytkowe zadki?”
(Tatko): to może jakiś słynny monument w Reykjaviku, jest tu coś takiego? – zapytała Mama z Tatkiem
(Dziadek): owszem, nawet wiem, gdzie się znajduje. Trzymajcie frytki, ruszamy.

Po kilkudziesięciu kilometrach i zaśpiewaniu miliona hiciorów z lat 80-tych, dotarli do celu. Przed nimi stał wielki marmurowy pomnik z Leifem Erikksonem, który jako pierwszy dotarł na tę wiecznie lodową wyspę. Ale nie to dziadek chciał im pokazać. Minęli bandę chińskich turystów, grupę amerykańskich hamburgerowców i zeszli w dół klifu. Tam była wrzeźbiona przez fale jaskinia.

(Antoś): co tu robimy, Dziadku? – zapytał zafrapowany Antek
(Dziadek): chcę wam coś pokazać, smyku. Jak będziemy mieli szczęście, to może usłyszymy islandzkiego dzika!

(Antoś): dzikaaaaa? – zawołał wnuk.

Tatko Antka starał się powstrzymać od śmiechu i zrobił poważną minę, bo wydawało mu się, że jego Ojciec znów żartuje. Po chwili dziadek zniknął w mroku starej kopalni, każąc nasłuchiwać im groźnych chrząknięć.
(Dziadek): jeśli usłyszcie coś dziwnego to dajcie mi znać. Tu jest wiele korytarzy i nie wiem, gdzie czai się to wyspiarskie bydlę, ale spróbuję go troszkę wypłoszyć.

Nie minął kwadrans, jak z ciemności zaczęły naciągać groźne pomruki potężnego dzika. Antek z Tatkiem zaczęli wołać dziadka. Ale było to niekonieczne, bo nagle i on zaczął wybiegać z jaskini. Bieg po starych torach, a tuż za nim był olbrzymi, czarny jak smoła, dzik! Babcia z Mamą Antka wybiegły na plażę, Tatko ubezpieczał tyły w pośpiechu, ale najbardziej zaskoczyła wszystkich reakcja Antka. Ten młokos chwycił długi drąg, wyrzucony przez morze i zaczął biec w kierunku dzika. Po paru metrach dziadek chwycił Antka w ramiona i wyskoczył z tej islandzkiej dziury. Dzik został w tyle. Zatrzymał się przy wejściu skowycząc głośno. Antek rozejrzał się wokoło. A tu wszyscy pękali ze śmiechu. Dzik faktycznie był, ale uwiązany do starych torów. To była dziadkowa sztuczka. Przywiązał sznurem do siebie wagonik, na którym stał owy pomnik zwierza. Biegnąc z powrotem torami, wyglądało to tak, jakby faktycznie goniła go bestia. Reakcja wnuczka była bardziej niż wzorowa. Dziadek podrzucił chłopca wysoko i obiecał, że za jego odwagę pokaże jemu tajemnicze miejsce, gdzie spotkali z Babcią Elfa Yfer.

Wycieczka trwała do bardzo późna. Ostatnim przystankiem był drewniany domek w górach, gdzie dziadek z chęcią rozpalał kominek. Siedząc przez chwilę przy ogniu zaczął wspominać, jak dawno temu, kiedy był małym chłopcem, mieli w domu piec kaflowy. W tamtych czasach to była normalna rzecz. Wielki kawał prostopadłościanu, który grzał całą rodzinę w długie, grudniowe noce i suszyło się na nich wełniane skarpety. Od dziecka miał tylko dwa obowiązki domowe. Wyrzucać śmieci i dbać o ten piec. Może dlatego piwnica stała się jego ulubionym pokojem, gdzie nie tylko rąbał potężne bryły węgla oraz bukowe pnie, ale czytał stare książki swojego ojca. W tamtych momentach czuł zawsze jego obecność, mimo iż dzieliła ich odległość nie tylko słów, ale wielu kilometrów na globusie.


Michał Gondek

Opowiadanie powstało w ramach warsztatów literackich "Ballady Osiedlowe" zorganizowanych w listopadzie i grudniu 2020 roku przez Teatr Gdynia Główna

Komentarze