Polsko, nasza Polsko „nie wstyd tobie jest?”
„Dobroć nasza
dobroć” jest próbą pokazania tego, co w nas najgorsze. Aktorzy
Teatru Wiczy w chaotyczny sposób wyolbrzymiają wszystkie wady
Polaków. Spektakl na podstawie scenariusza Romualda
Wiczy-Pokojskiego i w jego reżyserii pozostawia niesmak. Niestety
nie jest to jedynie spowodowane mającą nas oszołomić treścią,
ale też bardzo niedoskonałą formą sztuki.
Pociąg
do Miasta dojeżdża do krainy alkoholu, nietolerancji i przemocy
domowej – Polski. Spektakl opiera się na prostej zasadzie – ma
nas zszokować i obrzydzić, a tym samym skłonić do refleksji.
Trafiamy na ósme piętro wieżowca, gdzie trwa wesele. Jego
uczestnicy obrazują nam wszystkie stereotypy i wady współczesnej
polskiej rodziny. Sytuacją, która mocno wpłynie na przebieg
wydarzeń, jest wyrzucenie Zdzisi przez okno. Ciocia wychodzi
przez
nie,
ponieważ jest Żydówką. Sprawa ta wzbudzi w bohaterach wiele
pierwotnych emocji – uzewnętrzni to, co najgorsze.
Spektakl
rozpoczyna Krystian Wieczyński. Stając przed mikrofonem wprowadza
nas w realia sztuki. Uprzedza dodatkowo, że w występie będą padać
przekleństwa, co jest jednym z niewielu dowcipnych momentów. Aktor
nie jest gołosłowny. Spektakl przepełniony jest wulgaryzmami,
które podkreślają realia prezentowanego świata. Nie służą one
jedynie do wyrażanie gniewu lub obrazy. Odnosimy wrażenie, że
bohaterowie nie znają łagodniejszych zamienników. Mocno
kontrastuje to z jednym z prezentowanych narodowych stereotypów. Już
na początku, samym zwróceniem się do publiki mianem romantyczek
i
romantyków,
aktor podkreśla jedną z polskich wad – zastój w epoce
romantyzmu.
Wieczyński
informuje również, że bohaterów w dramacie
jest
wielu, a aktorów czwórka. Niektórzy z nich będą musieli wcielić
się w kilka postaci. Powoduje to ogromny chaos w spektaklu.
Wieczyński oraz Radosław Garncarek, oprócz głównych ról Wuja i
Telewizora, stają się postaciami Ojca, Matki, Krysi, Kumpli, czy
Policjantów. Przeskoki pomiędzy granymi osobami są bardzo częste.
Niestety jedynym, co różni konkretnych bohaterów, jest zmiana
głosu i minimalna różnica ruchów ciała. Trudno jest nadążyć,
kto staje się kim. Rozmowy, w których uczestniczy wiele postaci, są
przez to czasem niezrozumiałe. Aktorzy, pomimo odgrywania swoich
ról, stają się narratorami komentującymi, co się dzieje.
Nieznacznie ułatwia to jednak zrozumienie kim właściwie dany aktor
jest.
Nietolerancja
jest znaczącym tematem sztuki. Pan
Młody (Radosław Smużny) pozbywa się z wesela Żydówki dlatego,
że nią jest.
Gdy w wiadomościach pojawia się informacja o kobiecie, która
wyskoczyła z okna, gospodarz przyjęcia wyrzuca – w ślad za
Zdzisią – telewizor. Brak tolerancji nie objawia się w sztuce
jedynie jako antysemityzm. Często powtarzany wyraz pedał
w
mniemaniu Pana Młodego jest najgorszą obelgą, co stanowi dowód
jego ksenofobii.
Stworzenie
postaci Telewizora jest zdecydowanie jednym z ciekawszych pomysłów
w sztuce. Garncarek staje się prezenterem wszystkich programów. W
scenach z wykorzystaniem tego motywu ukrywa się wiele smaczków.
Gdy Telewizor pojawia się pierwszy raz, powtarza niemalże w kółko
słowo dobroć. Zacięcie się odbiornika podkreśla to, że wszyscy
jesteśmy przekonani o panującej wszędzie dobroci. Z drugiej strony
wydarzenia pokazują coś zupełnie innego. Panna Młoda mówi
wprost, że dobroć, którą ludzie zachwalają, wcale nią nie jest.
Dobroć, nasza
dobroć, już jej znieść nie mogę. Inna
sytuacja z Telewizorem podkreśla bezwartościowość informacji
przekazywanych w telewizji. Garncarek powtarza na zmianę polityka,
sport zawiadamiając
nas, co aktualnie transmitują. Jednak, gdy tylko Pan Młody spojrzy
się na ekran, głos milknie. Kiedy człowiek naprawdę zechce
sprawdzić czy dzieje się coś wartego uwagi, nic nie jest
prezentowane.
Ciekawą
postacią tragiczną, graną przez Zofię Bartoś, jest Panna Młoda
w ciąży, której nadano przydomek Napoczętej. W wielu scenach
próbuje nakłonić swojego nowego męża do okazania jej miłości.
Powtarzając tu
mnie boli i
pokazując na skroń, finalnie udaje jej się otrzymać cmok
od
partnera. Postać Panny Młodej wzbudza w nas litość. Przez cały
czas trwania sztuki (w momentach, gdy jej postać nie jest wciągana
w bieg wydarzeń) tworzy za pomocą kredy obraz księżniczki. Ubiera
ją w sukienkę, daje różę i swój plastikowy welon. Ten dziecinny
rysunek wymarzonego życia mocno kontrastuje z wydarzeniami, które
widzimy. Nasze odczucia do tej postaci potęgują momenty bicia przez
męża. Rodzina, która jest tego świadkiem, nie reaguje, co stanowi
wytknięcie kolejnej naszej wady – bierności.
Panna
Młoda nie jest jednak święta. Dwukrotnie powtarzana jest
informacja, że źle się czuje, ponieważ mieszała: wino,
piwo, wódkę. Swój monolog o
przyszłości dziecka rozpoczyna od uzasadnienia, dlaczego nie
poddała się aborcji. Przed wizją świetlanej przyszłość
syna-prezydenta poznajemy jej inną motywację. Coś na
start dostanie, a ja na dobre jego wychowanie.
To, jak i wiele innych zdań (na przykład dobra zmiana),
nawiązuje do współczesnej
sytuacji w Polsce. Czujemy przez to jeszcze bardziej, że spektakl
jest o nas.
Kluczową
postacią sztuki jest Wuj. To on wypowiada słowa Nie wstyd
tobie jest? Kieruje je do Ojca
Pana Młodego, chcąc wiedzieć czy jego rozmówca jest dumny z
wychowania potomka. To pytania jednak trafia też do nas. Widzimy
ekspozycję wszystkiego, co w nas najgorsze. Nie wstyd
tobie jest?
Nauczyciel-alkoholik
pokazuje też stosunek prostych ludzi do osoby z jakąkolwiek wiedzą.
Gdy recytuje fragment z Kordiana Juliusza
Słowackiego, reszta aktorów staje się stadkiem zapatrzonych w
niego owieczek – dosłownie. Aktorzy ubierają maski zwierząt i na
kolanach drepczą wokół Wuja. Ich puste spojrzenia i wytknięte
języki są przerażające. Stają się poddaną, bezwładną masą.
Dodatkowo stanowi to podkreślenie faktu zacofania Polaków. Goście
wesela są zauroczeni przez samo przytoczenie romantycznego dzieła.
Panna
Młoda przypomina fragment kazania porównujący wiernych do owiec.
Zbieżność metafory stada nie jest przypadkowa. Wuj jak i ksiądz
mają sporą władzę i aprobatę otoczenia. Przytacza również
słowa księdza o miłości i potrzebie drugiego człowieka.
To natomiast podkreśla fakt obłudnej wiary. Ludzie słuchają
mądrości w kościele, ale nie wprowadzają ich w życie, co
dokładnie obrazują zachowania na weselu.
Niezrozumiałym motywem, jeszcze bardziej zaburzającym chaotyczną sztukę, jest wprowadzenie niektórych piosenek. Pieśni żołnierskie w wykonaniu nietrzeźwych gości wesela dodają przyjęciu charakteru. Jednak wyodrębnione angielskie piosenki, w niezachwycającym wystąpieniu Zofii Bartoś, powodują konsternację. Aktorka, wcielając się w wokalistkę, zaczyna śpiewać She's lost control Joy Divison. Tekst o utracie kontroli świetnie obrazuje przedstawioną wersję Polski. Scena ta jednak jest banalną parodią koncertu, nie pasującą pod względem formy do całości dzieła.
Uroku spektaklowi dodaje jego scenografia. Umiejscowienie akcji w
gdyńskim skateparku było zdecydowanie ciekawym rozwiązaniem. W
zaokrąglonym wgłębieniu ustawione zostają meble: kanapa, dywan,
krzesła – wszystko bez zarzutów imituje mieszkanie. Pomysłowo
wykorzystano stół. Oprócz swojego normalnego zastosowania,
ustawiony do nas blatem staje się planszą, na której podzielono
miejsca gości. Po wyrzuceniu Zdzisi z okna, karteczka symbolizująca
jej osobę zostaje zerwana. Ku naszemu zaskoczeniu w późniejszej
scenie stół zostaje obrócony jeszcze inaczej. Uniesiony przez
dwoje aktorów i ustawiony za parą młodą przekształca plan
usadzenia gości w aureolę. Nowożeńcy stają się prześmiewczym
symbolem świętości.
Dobroć
nasza dobroć miało
dobre założenie – pokazać i uwypuklić wszystkie nasze wady i
problemy, zszokować nas tym, jacy jesteśmy. Możemy odnieść
wrażenie, że sztuka Romualda Wiczy-Pokojskiego jest krótszą,
osadzoną w dzisiejszej Polsce, wersją filmu Wojciecha Smarzowskiego
Wesele.
Pomimo, że nikt wprost nie mówi, że są to rzeczy powiązane,
wrażenie jest nieodparte: ślub, ciężarna panna młoda, wulgarny
język, agresja podsycana alkoholem. Realia prezentowane w obu
dziełach są takie same. Pokazuje nam to, że od lat do prezentacji
kwestii ludzkich wad wykorzystuje się ten sam motyw. Spektakl,
pomimo dobrego punktu wyjścia i ciekawych rozwiązań, przez swoją
chaotyczność i przegadanie traci na wartości. Wychodzimy
zszokowani wulgarnością, brutalnością i jednoczesnym realizmem.
Jednak stan ten nie jest długotrwały.
Norbert Borski
Komentarze
Prześlij komentarz