American Dream

„Mamy taką samą flagę jak USA, tylko z jedną gwiazdką!” – krzyczy Eilif (Maciej Rabski), syn matki Courage, liberyjski żołnierz. „Matka Courage krzyczy” w reżyserii Grzegorza Grecasa to świetna aktorsko sztuka o tragedii rodziny w zniszczonym przez wojnę kraju, wpisująca się we współczesny nurt krytyki postkolonializmu.

Na samym końcu „dzikiej” plaży, pod osypującym się klifem, z nieodłącznym szumem fal w tle, trzeciego dnia festiwalu Pociąg do Miasta odbył się spektakl Teatru Układ Formalny z Wrocławia „Matka Courage krzyczy”. Sztuka inspirowana tekstem Bertolda Brechta przeniesiona została do odległej Liberii, w której codziennie rozgrywa się ludzki dramat. Nękani wojną i głodem czarnoskórzy mieszkańcy „państwa wolności” śnią jednak swój amerykański sen, który jak do tej pory nie miał szansy się ziścić.  Spektakl Grecasa porusza nie tylko problem permanentnej wojny czy wielkiej siły macierzyństwa, jest to także sztuka o naszej (czytaj: „krajów lepiej rozwiniętych”) współodpowiedzialności za sytuację na tym bardzo złym świecie.

Już pierwsza scena ma nam uświadomić, że jesteśmy współwinnymi odgrywanej tragedii. Paweł Palcat, który wcielił się w rolę Wojny, podczas prowadzenia niezobowiązującej rozmowy z widzami, rozdawał łyżeczki i częstował ich nutellą. Miły gest, który po chwili okazał się być czymś zupełnie odmiennym. Ta sama nutella bowiem posłużyła do poniżenia Matki Courage oraz jej dzieci – rozsmarowana na twarzy, rękach i nogach symbolizowała nie tylko kolor ich skóry, ale i upokorzenie, które muszą znosić niemal każdego dnia. Każdy, kto poczęstował się nutellą, pośrednio stał się przyczyną tego poniżenia i za nie współodpowiedzialnym. Podobny zabieg zastosowano pod koniec spektaklu – Palcat poprosił widownię, by powtarzała za nim dobrze znany wierszyk „Murzynek Bambo”. Po dwukrotnym powtórzeniu dziecinnego utworu w ust aktora padło oskarżenie, że wszyscy jesteśmy rasistami.

Matka Courage (fenomenalna Joanna Gonschorek) błąka się razem ze swoimi dziećmi po całym kraju. Jej jedynym dobytkiem jest wóz z towarem, który sprzedaje wojsku i cywilom, oraz własne ciało – zarabia na wojnie, która jednocześnie jest źródłem jej utrzymania i powodem nędzy. Każde z trójki jej dzieci pochodzi od innego ojca, każde też ma jakąś wyróżniającą je cechę, która determinuje jego życie. Eilif jest odważny, Schwaizer (Przemysław Furdak) głupi, lecz uczciwy, a Katarzyna (Katarzyna Kłaczek) jest głucha i wrażliwa. Obydwaj synowie opuszczają matkę, skuszeni piękną wizją wojny, w której będą mogli się wykazać. Motywuje ich także wiara w USA, którego kultura i język przenikają do Liberii, obiecując lepszą przyszłość, wywalczoną razem. Matka Courage potrafi jednak spojrzeć na amerykańską „pomoc” z dystansu – widzi zakłamanie i hipokryzję, widzi nadużycia, widzi „pracowników ONZ uprawiających seks z dziećmi”. Ona jedna wie, że liczyć można wyłącznie na siebie.

W sztuce Gracesa wiele jest oskarżeń. Niektóre rzucane wprost, inne ukryte między słowami lub pod płaszczykiem gorzkiej ironii. Śpiewana przez aktorów piosenka „We Are the World”, zrealizowana w 1985 przez grupę „USA for Africa”, w kontekście spektaklu nabrała zupełnie nowego znaczenia. Była jak wskazanie palcem i powiedzenie „oto, ile możecie zrobić dla Afryki – nagrać ładną piosenkę”. Ironicznie został przywołany także inny amerykański symbol – superbohaterowie, a konkretnie Batman i Superman. W popkulturze istnieją oni jako symbol sprawiedliwości, odwagi, chęci niesienia pomocy słabszym. W spektaklu jednak ani wcielający się w Batmana Schwaizer, ani Wojna w koszulce Supermana nie czynili dobra. Symbol został odarty z wyidealizowanego przez popkulturę znaczenia i sprowadzony do naiwnej wiary w cud, który nie ma prawa zaistnieć w realiach tak podłej rzeczywistości.

Bardzo ciekawym zabiegiem było zastosowanie w spektaklu elementów języka migowego. Rytmizował on spektakl, czasem zastępując ruch sceniczny. Użycie znaków migowych ma swoje uzasadnienie w fabule, jako że córka Matki Courage jest głucha. Wykonywane przez aktorów gesty nadawały ekspresji ich słowom, kojarząc się przy tym z jakąś pierwotnością, dodając im autentyczności. Również użyte w przedstawieniu rekwizyty oraz kostiumy zasługują na chwilę uwagi. Najwięcej emocji od pierwszej sceny wzbudził we mnie leżący na środku wózek inwalidzki, do którego przymocowana była sztuczna noga z kartonu – antycypacja późniejszego kalectwa Eilifa. Znaczącym symbolem były czerwone sukienki, symbolizujące zbrukanie kobiet nierządem. Matka Courage miała ją na sobie przez cały czas, Katarzyna zakłada ją dopiero pod koniec. Znaczenie miały także stroje superbohaterów, o czym pisałam już wyżej. Wstrząsające wrażenie robiła również szubienica, na której w kluczowym momencie zawisł Schwaizer, opluty krwią przez Wojnę.

Jednym z aspektów spektaklu, nad którego oceną musiałam dłużej się zastanowić, jest wybór tematyki – mianowicie, skupienie się na Liberii. Oskarżycielska względem białego człowieka sztuka, krytykująca postkolonializm i amerykanizm, osadzona mogła zostać w realiach co najmniej kilkunastu innych państw. Wybór Liberii na pewno nie jest przypadkowy – do rozmyślań zmusza chociażby sama nazwa kraju, zakrawająca niemal na ironię. „Matka Courage krzyczy” rozbudza ciekawość i przykuwa uwagę, między innymi dzięki wywoływaniu wstrząsów emocjonalnych. Nie powinniśmy jednak zawężać przesłania spektaklu wyłącznie do Liberii. Jest to jedynie symbol, przykład, który odsyła do setek podobnych historii, o których świat, niestety, zbyt często milczy. Swą tematyką i przesłaniem „Matka…” przypomina „Afrykę” Agnieszki Jakimiak w reżyserii Bartka Frąckowiaka. Obydwie sztuki poruszają bardzo istotne problemy współczesnego świata, koncentrują się na odpowiedzialności białych ludzi (w bardzo dużym uogólnieniu) za sytuację Czarnego Lądu. Czy takie przedstawienia mają jednak realną moc oddziaływania? Bardzo chciałabym wierzyć, że tak.

„Matka Courage krzyczy” to niesamowicie poruszający spektakl, pozostawiający głęboki ślad w sercu. Nie sposób zapomnieć atmosfery, panującej na plaży tamtego wieczora. Szumu fal, zagłuszającego czasem słowa aktorów. Tragedii rodziny, którą zniszczyła wojna, korupcja, egoizm, zakłamanie, chciwość, okrucieństwo…

Olga Stolarczyk

Komentarze