Wybitnie gdyński spektakl ("Potop. Pieśń o końcu świata" Ewy Ignaczak)

Chyba nie trzeba nikomu udowadniać, że ten spektakl znalazł się na festiwalu nie przypadkowo, spektakl wybitnie miejski, wybitnie gdyński opowiada historię dzielnicy widmo. Gdyńskiego Pekinu pochłoniętego przez… Właśnie, co się stało z Pekinem?


Nie wnikając w szczegóły można by powiedzieć, że to naturalna kolej rzeczy, że dobrze się stało, że gdyńskie slumsy zniknęły z mapy miasta, bo przecież nie ma czym się chwalić. Jednak zatrzymajmy się na chwilę na boisku Zespołu Szkół Chłodniczych, i zmieńmy swój kąt patrzenia. Miejsce nieprzypadkowe, gdyż to właśnie tam znajdował się pochłonięty przez potop (postęp?) Pekin.

Spektakl powstał w oparciu o książkę Salci Hałas „Potop”. Zaplecze z literatury sprawia, że spektakl staje się wyjątkowy. Kto by pomyślał, że teatralna scena tak dobrze przyjmie niesamowicie charakterystyczny język książki Hałas. A to właśnie język tej opowieści staje się w spektaklu najistotniejszym teatralnym narzędziem: kreśli postacie, ustawia relacje między bohaterami i pozwala widzom zasmakować gdyńskiego Pekinu. Wysłuchać i zrozumieć ludzi wykluczonych, biednych, tak innych od elokwentnych i bogatych prezenterów, z którymi spotykamy się, na co dzień. Ci bohaterowie mają swój język – swoją gwarę, często absurdalną, śmieszną, pełną przetworzonych kulturowych kontekstów, których sami nie rozumieją. Sam język potrafi sprawić, że momentami trudno nam stanąć po stronie głównych bohaterek spektaklu. W połączeniu z genialnymi grami słownymi dostajemy diagnozę. Pokazuje nam wszystkim jak łatwo przyswajamy nowe wzorce, jak ufamy temu, co słyszymy, jak oswajamy wielkie idee na swój domowy użytek. W związku z tym w spektaklu nie brakuje kulturowych nawiązań zaczynając od Apokalipsy a na „Incepcji” kończąc. Nie sposób oderwać się od próby znalezienia granicy pomiędzy prawdą ukrytą w tajemniczej, pradawnej, ludowej wiedzy, a zwykłym przemysłem kulturowym.

Pojawia się więc pytanie, czy do takiego tekstu można jeszcze coś wnieść jakąkolwiek inscenizacją?

W tym miejscu trzeba podkreślić pracę aktorów, a w szczególności Idy Bocian i Małgorzaty Polakowskiej, które mówią stylizowanym tekstem jak swoim własnym. Dzięki niemu udało się stworzyć bardzo wyraziste postacie, jednocześnie nadając całej językowo absurdalnej opowieści realizmu i prawdy, którą przy tak formalnym graniu bardzo łatwo zatracić. Chcemy poznać Zośkę i Halinę i dowiedzieć się, co mają do powiedzenia, a mają dużo. 

Dwoistości narracji dodaje trzeci bohater obecny na scenie. Reprezentuje on przeciwny biegun myślenia, pełni rolę narratora, wprowadza nas w świat Trzech, które Wiedzą.

I na tym dualizmie światopoglądów zbudowany jest cały spektakl. Rozmowa postępu z tradycją/przyzwyczajeniem. Niestety sprawia to, że momentami ciężko identyfikować się nam z którymkolwiek z bohaterów, ciągle wirujemy szukając swojej własnej prawdy, co w ostatecznym odbiorze może sprawić, że nie znajdziemy w tym spektaklu nic. Jednak warto się przyjrzeć nieco dokładniej, bo oprócz silnego wątku ekologicznego takie zestawienie punktów widzenia pokazuje nam mechanizm działania nierówności społecznych.  

Możemy się spierać czy brak podejmowania jakichkolwiek akcji przez Halinę i Zosię spowodowany jest systemowym błędem przy podziale własności działek, ich własnym brakiem zaangażowania, depresją, czy nadchodzącym końcem, które z takim przekonaniem wieszczą. Sytuacja wydaje się beznadziejna, a jakby tego było mało, to Ziemia się buntuje.

Historia Pekinu to historia Gdyni miasta z morza i marzeń, miasta rozwijającego się z prędkością światła. Historia Deweloperów i Przedstawicieli. Historia o tym jak pieniądz i papier zwycięża nad człowiekiem. Historia rodem z amerykańskiego koszmaru. Kluczowe jest tutaj znaczenie miejsca, które urzeczywistnia nam całą ideologiczną otoczkę. Dzięki temu, że spektakl jest opartych na autentycznych wydarzeniach zyskuje szczerość i moc dotarcia do szerokiego grona odbiorców. Problem staje się rzeczywisty, przestaje być tylko abstrakcyjnym rozważaniem z etykietką: bo przecież mnie to nie dotyczy. A że działa możemy się przekonać słuchając pospektaklowych rozmów widzów, którzy mieszkają w Gdyni od urodzenia a nie mieli pojęcia o tej ciemniejszej stronie historii.

Co najważniejsze dzięki plastyce języka i scenografii spektakl jest czytelny dla widzów. Za pomocą paru desek, misek i wody aktorzy pokazują nam cały Pekin. Śniących staruszków i tęsknotę za prostotą, dziury w ziemi i płynącą przez nie podziemną rzekę, rozpadające się kartonowe domy i sąsiedzkie poczucie wspólnoty. Wszystko skąpane w oparach absurdu,  przez cały spektakl zachowujemy równowagę pomiędzy komizmem, a wagą poruszanych tematów. Lekka forma sprawia, że „Potop” trafia do szerokiego odbiorcy.

Dobry teatr nas porusza, a ja dawno nie wyszłam ze spektaklu tak wypełniona emocjami. Chociażby, dlatego, z czystym sercem polecam wszystkim.

Zofia Pinkiewicz


Komentarze