Wieża samotności (recenzja spektaklu „Las” Angeliki Pytel )


Miasto i las. Taniec i śpiew. Rozdzierająca samotność na dziesiątym piętrze wieżowca…

„Las”. Przeszywający 80-minutowy autorski monodram muzyczno-wokalny Angeliki Pytel, współscenarzystką którego jest Agata Suropek. Prezentowany 7 i 8 sierpnia 2020 na podwórzu gdyńskiego „Bankowca” był jednym z dwóch ostatnich spektakli tegorocznego „Festiwalu Pociąg do Miasta”.

Sztuka jest zbudowana na emocjach. Uczucia Dziewczyny – osoby anonimowej, bo jej imię ani razu nie pada – która co dzień ostatkiem sił stara się upodobnić do innych, odzwierciedlają czerwone i niebieskie światła. Jesteśmy świadkami jej trudnej, szczególnie dla niej samej, historii życia. Świat wewnętrzny Dziewczyny układa się jak mozaika wraz z następującymi po sobie sekwencjami śpiewu, tańca i opowieści.

Ulubionym zajęciem Dziewczyny jest podglądanie z okna miejskiego życia. Na scenie konstruowany jest – przepełniony pesymizmem, melancholią i strachem przed szaleństwem – obraz osoby opuszczonej. Dziewczyna to obserwator życia zewnętrznego, nie jego uczestnik. Z czasem zaczyna balansować na granicy obłędu – otaczające ją Miasto ulega zniszczeniu, a na jego miejscu pojawia się mroczny las pełen niebezpiecznych zwierząt.

„Las” scala aktorstwo, muzykę i taniec – trzy równoważne tu elementy – w pulsującą napięciem, rozwibrowaną całość. Muzyka Violet Ultra – której linie melodyczne i teksty są dziełem Angeliki Pytel – grana jest na żywo. Fenomenalny głos w połączeniu z jej artyzmem choreograficznym wynoszą spektakl na estetyczne wyżyny. Pytel potrafi wykorzystać wszystko: gra całym ciałem, grają jej dłonie, długie włosy oraz buty i czerwony sweter. Przenosząc swoje emocje na publiczność, aktorka dochodzi do punktu granicznego – jej wołanie, aby wyłączyć muzykę, odejście poza zasięg świateł reflektorów i skierowane do widowni przeprosiny za to, że nie da rady kontynuować, były dla mnie najbardziej przeszywającymi momentami spektaklu.

„Las” porusza niezwykle istotny problem nurtujący świat globalny, komercyjny. Przedstawia rzeczywistość, w której nie liczą się ludzie, tylko efekt, a osoby z problemami, jak depresja są po prostu niechcianym balastem. To spektakl trudny i szorstki w odbiorze. Wielokrotne powtórzenia tekstów, powielanie środków teatralnych, obliczone są na wyczerpanie odbiorcy, stąd pewnie zachowanie niektórych „balkonowych widzów”, dla których ciężar przedstawienia okazał się zbyt wielki. I rzeczywiście: powaga tematu i wykonanie były tak przytłaczające, że czułam się naprawdę fizycznie zmęczona, a kumulacja emocji doprowadzała mnie do granicy płaczu. Mogę zrozumieć, że kilkoro widzów nie wytrzymało napięcia i wyszło przed końcem, ale w moim odczuciu Angelika Pytel wytworzyła tak silne pole grawitacyjne, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym się z niego wyrwać.

Gospodarz spektaklu – Zespół Mieszkaniowy Banku Gospodarstwa Krajowego projektu Stanisława Ziołowskiego, budowany w latach 1935-1939 – stał się wczoraj zwyczajnym blokowiskiem. Aktorka niejednokrotnie kierowała swoją wypowiedź w stronę balkonów. Na początku odebrałam to negatywnie – jak można „perłę gdyńskiego modernizmu” sprowadzać do roli przeciętnego wieżowca bez wyrazu? Po chwili jednak, jak sądzę, odebrałam właściwy tego sens: nie można stawiać architektury wyżej od ludzi. A zwłaszcza tak delikatnych, jak Dziewczyna pokazana w spektaklu.

„Las” Angeliki Pytel odzwierciedla skomplikowany, jakże trudny do opisania, świat wewnętrzny osoby wrażliwej. Przypomina o ludziach samotnych, żyjących nie gdzieś daleko, ale – paradoksalnie – w centrum miasta pełnego ludzi.

Martyna Szoja

Komentarze