Popłyńmy z Mazaganem (o spektaklu „Mazagan. Miasto” Judyty Berłowskiej)


Przytulny dziedziniec Domku Abrahama, ciepłe światła latarni, przytłumione odgłosy miasta. W trawie przechadza się samotny jeż, od czasu do czasu dający znać o swojej obecności. Uwaga skupia się jednak na oświetlonym stole i aktorach, krok po kroku przybywających, aby zabrać nas w odległą podróż…


Minął 4 sierpnia 2020 – drugi dzień „Festiwalu Pociąg do Miasta – Stacja Miasto”. Kolejnym spektaklem zaplanowanym przez Organizatorów w pierwszym etapie tych teatralnych konfrontacji był trwający 90 minut „Mazagan. Miasto” w reżyserii Judyty Berłowskiej według dramatu Beniamina Bukowskiego, przedstawiony przez toruński Teatr im. Wilama Horzycy. Powiem otwarcie: obejrzenie i wysłuchanie tej historii, przedstawionej na scenie przez Annę Magalską, Joannę Rozkosz, Mirosławę Sobik, Wojciecha Jaworskiego, Niko Niakasa i Grzegorza Wiśniewskiego, sprawiło mi ogromną przyjemność.
„Mazagan” to opowieść-legenda skłaniająca do zastanowienia nad problemami uniwersalnymi, bo to miasto – „tu jest Mazagan, tam jest Mazagan i tu też jest Mazagan” – jest wszędzie tam, gdzie zatrzymujemy się na dłużej niż chwilę. Stawia pytania o cel i o tożsamość – rozumianą w sposób bardzo szeroki: człowieka, mieszkańca miasta, państwa, kontynentu i całego świata, istoty wychowanej w konkretnym czasie, kulturze i warunkach. Swą opowieść aktorzy zaczynają, siedząc między widzami na miejscach zajętych przez wielkie, podróżne walizki. Kto – metaforycznie rzecz ujmując – takiej nie ma? Idąc przez życie niesiemy ze sobą własny, niepowtarzalny bagaż doświadczeń. Każdy z nas realizuje topos homo viatora i szuka swojego miejsca na Ziemi, szuka swojego domu tak jak ewakuujący się Mazagan czy samotny jeż przechadzający się za plecami widzów.

W opowiedzianą historię Mazaganu – od jego założenia na wybrzeżach Maroka przez Portugalczyków w XVI wieku do jego transatlantycznej podróży do Brazylii po oddaniu miasta Maurom w 1769 roku – wplecione zostały tematy i przedmioty z XXI wieku. W ten oto sposób podróż w czasie odbywa się po spirali – cyklicznie zagłębia się w historię, by lekko przypomnieć o naszych realiach. Są tam odwołania do chrześcijaństwa i islamu, prawdziwie kafkowskiej biurokracji i przewidywanie upadku Europy. Jest dekadentyzm z apokaliptycznymi wizjami rodem z „Biesów” (1871) Dostojewskiego, podejście „nic nie szkodzi jak zadziała to na innych, otoczmy się murem” i głos rozsądku – zagłuszany niepożądany i zawsze w mniejszości. Wspomniany zostaje nawrócony kosmita nawracający następnie Ziemian i drugi przybysz z kosmosu, przypominający ludzkości wartości Oświecenia. Przede wszystkim jednak jest tam życie, którego istotą – panta rhei – jest zmienność. Dowodzi tego chociażby sam gospodarz miejsca spektaklu – gdyński Domek Abrahama, który od swojego początku w 1904 roku zmieniał kolejno tak właścicieli, jak i funkcję.

Atmosfera wczorajszego spotkania była niezwykle ciepła. Budowały to światła, bliskość miasta – byliśmy w samym sercu Gdyni, przełamanie przez aktorów czwartej ściany i cicha, płynąca muzyka z kaset. Prosta scenografia Aleksandry Żurawskiej właśnie taka powinna być: nienarzucająca się i budująca klimat domu. Kunszt aktorski wykonawców oceniam wysoko: bez trudu nawiązywali kontakt z widownią, ich postacie były naturalne, mnie szczególnie ujęła gra Joanny Rozkosz i Niko Niakasa.

„Mazagan. Miasto” świetnie wpisał się w tematykę tegorocznej edycji Festiwalu. Wciągający, dobrze przygotowany spektakl z dobrze wykorzystaną przestrzenią skłaniał do małych i dużych refleksji. Dajmy się mu ponieść, popłyńmy z przesłaniem Mazaganu. Naprawdę warto.

Martyna Szoja

Komentarze